Jakiś czas temu byłam na siłowni świadkiem małego… hmm... incydentu? Można to tak nazwać. Była tam pani o gabarytach, powiedzmy, ponadprzeciętnych. Bardzo ponadprzeciętnych. Ćwiczyła na orbitreku. Przyszło tam również dwóch atletycznych młodzieńców, rzucili okiem na panią, uśmiechnęli się porozumiewawczo i jeden z nich mało dyskretnym szeptem rzucił: „Aaaaale wieloryb”. Pani na sto procent usłyszała, o czym świadczył szkarłat nagle rozlewający się po jej twarzy. Słyszeli i inni, którzy akurat nie mieli na uszach słuchawek i większość zareagowała podobnymi jak Ci gówniarze, pełnymi wyższości uśmiechami. Mało osób, tak jak ja skrzywiło się z niesmakiem.
Bo może i wina za doprowadzenie się do tego stanu należy do pani. Może w ten
sposób zajadała stresy, samotność, może po prostu od dziecka była „dobrze”
karmiona. To nie jest istotne, ważne, że miała odwagę założyć dres, kupić
karnet i ćwiczyć. Widywałam ją tam już jakiś czas, więc to nie był jednorazowy
wybryk. Ale takie uwagi mogą ją zniechęcić, mogą sprawić, że poczuje się
gorsza, że jej kompleksy urosną i zamiast poczuć się lepiej, wyjdzie z siłowni
zdołowana. Przede wszystkim jednak, bez względu na to, czy ma tych kilogramów
50 czy 90, jest człowiekiem. Który ma takie samo prawo jak szczupły mądrala do
korzystania z urządzeń, do bycia dumną z siebie i z tego, że nie siedzi bezczynnie,
marudząc, że jest gruba. Walczy.
Każda zmiana zaczyna się od jednego małego kroczku. Osoby, które się na niego decydują
potrzebują wsparcia, nie kpiących komentarzy i negatywnych bodźców. Zwłaszcza,
że często są to osoby bardzo zakompleksione, z zaniżoną samooceną. Ich motywacja
może być ogromna, ale jeśli są wrażliwe – mogą poddać się już na samym
początku.