czwartek, 5 grudnia 2013

Bo ja jestem kobietą pracującą, żadnej pracy się nie boję!

Ten tekst tworzyłam niejako na raty, przy czym najpierw powstała część obrazkowa, po czym przerwałam  jego tworzenie (bo musiałam wyjść na trening), później minęły lata świetlne podczas których okazało się, że Ewa Ch. też się zwierzała ze swoich zawodowych przeszłości, więc popadłam w wątpliwość, czy w ogóle publikować. Po tej chwili marazmu, kiedy to spać w nocy nie mogłam w obawie o to, czy to nie pójdzie w plagiat, postanowiłam: zamieszczę, ale to, co miało iść na końcu, pójdzie na początek.

I tak oto wpis zaczyna się nie w roku 2004, a w 2013.

Część I. 
Nadwaga i otyłość w Polsce, ulubiona aktywność naszych krajan i najczęściej wymieniane wymówki. 

W mojej obecnej pracy mam dużo wspólnego z wyszukiwaniem danych medycznych. Stąd też czasem mam okazję natykać się na różne statystyki, ściśle wiążące się z moimi zainteresowaniami- jak wiadomo cukrzyca, otyłość i nadwaga, brak ruchu, to są wszystko rzeczy, które prowadzą do powikłań, na temat których ja później muszę generować wykresy, tabelki, długie warstwy tekstu i inne cuda na kiju wołające "What the fox says?". Było już o nadwadze i otyłości wśród dzieci, więc teraz pora na dorosłych.

Raport ["Problem nadwagi i otyłości w Polsce wśród osób dorosłych. Dane Epidemiologiczne." sporządzony dla Głównego Inspektoratu Sanitarnego; stąd też są wykresy] sporządzono na podstawie danych GUS z 2009 roku, trochę stare, ale wciąż dają do myślenia. Czytamy:

"Otyłość   jest   chorobą   przewlekłą   spowodowaną   nadmierną   podażą   energii   zawartej w pożywieniu w stosunku do zapotrzebowania organizmu, skutkiem czego jest magazynowanie tego nadmiaru w postaci tkanki tłuszczowej. Otyłości towarzyszą najczęściej liczne powikłania ze strony układu sercowo - naczyniowego i innych narządów. Dodatkowo jest ona trudna do zwalczenia. Monitoring otyłości umożliwia wskaźnik masy ciała - BMI, określający relację pomiędzy masą ciała a wzrostem." 

[od razu wtrącam moje 3 grosze, bo już nie raz wspomniałam, że BMI to trochę przekłamany wskaźnik - według niego Dwayne Johnson czy Akop Szostak pewnie też mają nadwagę, a przecież to bzdura; liczyłabym zatem bardziej body fat, no ale pewnie zanim w Polsce powstaną takie statystyki, to dinozaury zdążą drugi raz wyginąć]

Według tego wskaźnika, zbyt dużą masę ciała miało w 2009 roku aż 51% Polaków.


Zarówno w przypadku kobiet jak i mężczyzn na przestrzeni 13 lat nastąpił około dwukrotny wzrost liczby ludzi ze zbyt wysoką masą ciała.
Według kategorii wiekowych, najwięcej osób z nadwagą/otyłością jest w wieku 60-69 lat. Wśród tej grupy seniorów aż 72% osób ma nadwagę. Żeby nie męczyć Was słownymi statystykami, popieram się kolejnym wykresem. Wyraźnie widać trend wzrastający wraz z wiekiem, spadający (choć nieznacznie) po 69 roku życia.


"Według raportu GUS „Zdrowie i ochrona zdrowia w 2011 r.”, nadwagę lub otyłość ma aż 54% ogółu dorosłych Polaków, z czego 64% to mężczyźni a 46% kobiety. Wśród 18 analizowanych krajów, Polska zajmuje 7 miejsce w rankingu częstości występowania zbyt dużej masy ciała u osób dorosłych. W tym niechlubnym rankingu wyprzedzają nas przede wszystkim Maltańczycy (60% dorosłej waży zbyt dużo), a także Czesi, Słoweńcy, Grecy, Łotysze i Węgrzy. Najrzadziej problem zbyt dużej wagi ciała występuje u dorosłych Francuzów, Belgów czy Austriaków - u mniej niż połowy osób w wieku 18 lat i więcej."

Raport stwierdza też, że niezależnie od kraju czy regionu, bardziej o wagę dbają jednak kobiety.

Co ciekawe, w innym raporcie, sporządzonym przez Centrum Badania Opinii Społecznej ["Polacy o swoim zdrowiu oraz prozdrowotnych zachowaniach i aktywnościach", Warszawa, sierpień 2012] 57% Polaków uważa swój stan zdrowia za dobry, zaś 16% jest nim wręcz zachwyconych (co się nieco kłóci z tymi statystykami otyłości). Narzekanie na stan zdrowia wzrasta wraz z wiekiem (podobnie jak trend masy ciała i moim zdaniem jest między tym naprawdę spory związek).

"Zdaniem ankietowanych, działaniem, które w największym stopniu przyczynia się do poprawy zdrowia, jest właściwe odżywianie się, a więc m.in. częste spożywanie warzyw i owoców oraz ograniczanie tłuszczów zwierzęcych (50% wskazań) (!). Co trzeci respondent do działań prozdrowotnych zalicza przede wszystkim regularne wizyty u lekarza (34%), a mniej więcej co czwarty za takie działanie uznaje w pierwszej kolejności unikanie sytuacji stresowych (29%), regularne uprawianie gimnastyki (25%) oraz inne formy aktywności fizycznej, w tym spacery, wycieczki rowerowe itp. (23%). Co piąty ankietowany (21%) jest przekonany, że na poprawę zdrowia może wpływać abstynencja nikotynowa, a co jedenasty (9%) wskazuje w tym kontekście na rezygnację z alkoholu. Zaledwie trzech na stu badanych (3%) za niezbędne dla zachowania dobrego zdrowia uznaje regularne zażywanie preparatów lub tabletek witaminowych."

[Tak małą ilością wskazań odnośnie aktywności fizycznej nie jestem zaskoczona, ludziom często się nie chce, więc po prostu bagatelizują zbawienny wpływ codziennej porcji ruchu].

"Osoby oceniające stan swojego zdrowia jako dobry lub bardzo dobry są zdania, że w największym stopniu do jego poprawy przyczyniają się odpowiednie odżywianie (53% wskazań) oraz regularne uprawianie sportu (31%)."

[O!]

Według przeprowadzonych przez GUS badań ankietowych w okresie od 1.10.2011 r. do 30.09.2012 r. w zajęciach sportowych lub rekreacyjnych uczestniczyło 45,9% Polaków (48,8% mężczyzn i 43,3% kobiet). Regularnie ćwiczyło 20,3% członków gospodarstw domowych. Mężczyźni częściej niż kobiety deklarowali zarówno regularny (odpowiednio 21,8% i 18,9%), jak i sporadyczny (odpowiednio 27,1% i 24,4%) charakter podejmowanych zajęć ruchowych.

[Smuteczek. Nie stać mnie na inny komentarz.]

Co zatem robią Polacy, gdy już ruszą tyłki sprzed kanapy?
Głównymi formami aktywności, jakie mężczyźni preferowali były:
  • jazda na rowerze (64,8%)
  • pływanie (24,1%)
  • piłka nożna (36,7%), 
  • gra w piłkę siatkową (14,3%) 
  • koszykówka (10,3%)
  • wędkarstwo (13,3%).
 Kobiety najczęściej decydowały się na:
  • jazdę na rowerze (67,2%)
  • pływanie (37,8%)
  • aerobik, fitness, jogę i gimnastykę (19,5%), 
  • taniec (16,5%), 
  • jogging, nordic walking (15,8%) 
  • grę w piłkę siatkową (13,3%). 

Powody, dla których te 45,9% zdecydowało się na ruch, były następujące: 
  • przyjemność i rozrywka (w tym 70,8% mężczyzn i 61,3% kobiet),
  • chęć utrzymania kondycji fizycznej oraz zachowania właściwej sylwetki (15,5% mężczyzn i 20% kobiet),
  • zalecenia lekarza (12,3 %kobiet i 7,4% mężczyzn)
Procentową statystykę wymówek pokazuje wykres:


Jak widać, brak wolnego czasu wygrywa... My jesteśmy mądrzy i wiemy, że w 20 minut można zrobić bardzo porządny trening angażujący całe ciało, i to bez wychodzenia z domu... Ale co z tą resztą? Pozostaje mieć nadzieję, że odpowiednia propaganda i motywacja przyniosą jednak jakieś rezultaty, i statystyki w przyszłości staną się nieco bardziej optymistyczne...

****
Część II. Ta, która wcześniej była częścią I.

W swojej zawodowej karierze przebrnęłam przez różne aktywności. Wiadomo, student groszem nie śmierdzi, dorobić było trzeba.
Najpierw byłam kasjerką w jednym z  hipermarketów. Nie potrwało to długo, zaowocowało chłopakiem od pierwszej randki wspominającym o ślubie i oświadczynami kilku podchmielonych klientów. Pewnie gdybym nie porzuciła profesji, nie byłabym teraz starą panną, ale cóż. W wakacje wciągnął mnie świat pakowania kosmetyków, gdzie razem z Alicją stanowiłyśmy najlepszy kartonowy team w fabryce i byłyśmy stawiane za wzór pracującemu przy sąsiedniej taśmie panu o aparycji surykatki.
Również w wakacje, i to chyba wcześniejsze, wyjechałam na swój pierwszy zarobek za granicę, do mojej ukochanej Holandii. W małej wiosce o dumnej nazwie Ameryka, pracując na akord cięłam korzonki truskawek i do dziś pamiętam, że do wiązki wchodziło 13 sadzonek, zaś ilość w skrzynce zależała od odmiany i woli kierownika. Mieszkałam w blaszanym baraku, panowała wilgoć, pracowało się w gumiaczkach. Przywiozłam ze sobą, poza cennymi euro, ogromną pewność siebie.

Baraki mieszkalne

Okolica Ameryki

Praca

W międzyczasie, kiedy trwał rok akademicki, zostałam też kontrolerem jakości części samochodowych.


To była fajna praca, z fajnymi ludźmi, wspomnienia mam pełne oleju, smaru, rdzy i śrubek. Było fajnie!
W międzyczasie wyjechałam do Holandii jeszcze dwa razy, w tym raz znów do Ameryki, drugi raz do Noordwijkerhoutu. Towarzyszką niedoli była wspomniana już Alicja (której na dobre te wojaże wyszły, po latach przywiozła sobie z nich na pamiątkę przyszłego męża ;) ). Pracowałyśmy przy kwiatkach i cebulkach. Niech mi ktoś powie, ze rwanie kwiatków to prosta praca... Siadało wszystko - kręgosłup, ręce, nogi. Była krew, pot i łzy. Ale i kilka fajnych wspomnień, dlatego kiedy dostałyśmy możliwość pojechania tam drugi raz tuż po studiach, spakowałyśmy manatki i wylądowałyśmy w domu, w którym działo się wiele - miłości, słonie, mordercy, dramaty... Poznałam tam wówczas kilka wartościowych osób (które serdecznie pozdrawiam, Anię i Janka zwłaszcza! :) ). Jedno Wam jednak powiem - w tym kraju na rowerze jeździ się zawsze pod wiatr, zaś jeżdżenie na rowerze w mroźną zimę to co,ś co trzeba przeżyć samemu. A innej możliwości dostania się do pracy nie było...

Praca przy kwiatkach. Jak widać po ubraniu, był środek lata i 40 stopni na zewnątrz ;)


Można tam również spędzić pierwszy dzień nowego roku z przyjaciółmi (którzy specjalnie w tym celu przejechali 1000 km w jedna stronę...:* ):)

 Noordwijkerhout leży 30 km od Amsterdamu. Uwielbiam to miasto...

Środek listopada, oczywiście.

Outfit w pracy zimowej: 2 swetry, polar, puchowy bezrękawnik, dwie pary rękawiczek, czapka, pod spodniami dwie pary rajstop. I wciąż było zimno :(

Po powrocie do Polski przeniosłam się do Warszawy i zaczęłam pracę w jednej z dużych korporacji. Byłam prostą sekretarką - ale poznałam wspaniałych ludzi, których uwielbiam po dziś dzień i nie zamierzam przestać. W tym czasie zaczęłam też współpracę z firmą, dzięki której pracę mam teraz, oraz z kolegą, z którym współpracuję również po dziś dzień. Tak, zarobiona jestem (dlatego jak ktoś mi mówi "dużo pracuję, nie mam czasu na trening" to uważam, że mogę mu się zaśmiać w twarz).

4 komentarze:

  1. Faktycznie, cos tu pachnie E.Ch, uwazaj, zeby Szymon sie nei wtracil :)
    Zartuje :)
    Interesujacy tekst, obie jego czesci, no i slicznie Ci w tym czerwonym plaszczu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję ;) To mój najukochańszy płaszczyk, ma już z milion lat i wciąż się nie znudził... :)
      Ps. Szymon niech sie wtrąca, będzie mi miło ;)

      Usuń
  2. Och piękna II część. Aż się łezka w oku kręci. Wspaniałe wspomnienia, a żeby spędzić czas z przyjaciółmi to nawet te 1000 km nie stanowią bariery :)
    Wasze wojaże z Alicją i liczne wspomnienia. Aż przypomniała mi się Joanna Chmielewska i jej ukochana Alicja [*]

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć weź napisz do mnie ba buddysta2010@gmail.com bądź na Facebooku.
    Mam temat związany z promowaniem zdrowego naturalnego zycia. Pozdrawiam, Karol

    OdpowiedzUsuń