poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Bieganie jest fajne.

O bieganiu wspominałam już nie raz, ale w nieco ogólnikowych powijakach. "Gnębiona" nieco przez siły trzecie postanowiłam nieco bardziej zająć się tematem. Zwłaszcza, że wiosna za oknem nastraja bardzo dobrze do tego typu aerobowych aktywności (o tym, kiedy bieganie jest narzędziem fatburningowym a kiedy wydolnościowym, pisałam TU).
Zacznijmy jednak niejako "od początku".




Wspominałam już niejednokrotnie, że jako dziecię młode biegać nie lubiłam. Bardzo. Z dwóch powodów - nigdy nie byłam w tym dobra (a kto lubi rzeczy, w których nie jest dobry?) i byłam do niego zmuszana przez panią z wfu. Inna sprawa, że wf w szkołach podstawowych (i nie tylko) woła o pomstę do nieba. Nie wiem, jak jest teraz, ale za moich czasów (czyli gdzieś w okolicy tragicznej śmierci dinozaurów), wf polegał na wypędzeniu stada dzieci na stadion, zanotowaniu tych, którzy wydębili zwolnienie od rodziców i nakazaniu tym bez zwolnienia okrążenia stadionu określoną ilość razy. Czasem były sprawdziany - bieg na 60m, na 400m, dwunastominutowy i przełaj. Wszystkie one kończyły się dla mnie rumieńcem wstydu.
Z perspektywy czasu oceniam jednak słabo samo "zaangażowanie" nauczycieli. Bo ok, mogą nas sprawdzać - ale jak mogą sprawdzać to, czego nie trenują? Tak naprawdę ze szkolnego wfu nie wynosi się żadnej wiedzy. Biega się, bo tak trzeba i już. O wytrenowaniu odpowiednich parametrów typu szybkość lub wytrzymałość nie było mowy. No, może u tych, którzy odnosili sukcesy trochę tak. Ale jeśli było się tęgą nastolatką bez sportowego polotu, to od razu czuło się ten narysowany na plecach krzyżyk. Nigdy nie zapomnę, jak raz, podczas biegu przełajowego zajęłam jedno z pierwszych miejsc. Szok dla nauczycielki, koleżanek (które od razu zaczęły komentować, że jak to Izka dobrze pobiegła? Ze swoją grubą d...ą?) i chyba także mój, bo wtedy nagle odkryłam, że jak chcę to potrafię a sukces dłuższych biegów polega na odpowiednim rozłożeniu sił.
Nie oznacza to jednak, że od razu pokochałam bieganie. Wciąż się nie lubiliśmy, przebieranie nogami w tempie szybszym niż spacerowe wydawało mi się całkiem bez sensu. Na zawsze znielubiłam też ów stadion (eksploatowany w czasie letnim, w czasie zimowym wf polegał na zamknięciu nas w klasie z szachami, w które nigdy nie graliśmy). Ze stadionowym potworem zmierzyłam się wiele lat później, w okresie ostatnich świąt bożonarodzeniowych, o czym zresztą wspominałam już na fejsbuczku. U rodziców zawsze biega mi się świetnie, wystarczyło wyjście na stadion i od razu biegło się źle, nudno i niewygodnie.




Z bieganiem ponownie zmierzyłam się w liceum, kiedy to wraz z koleżanką Alicją zafundowałyśmy sobie przebieżki leśne o 5 rano parę razy w tygodniu. Jako że to nie była era zaawansowania telefonów komórkowych i internet tez był w powijakach, musiałyśmy się mobilizować - powiadomienie drugiej strony o potencjalnej dezercji było wręcz niemożliwe. Początkowo były to bardziej marszobiegi, później zaś Alicja pojechała na wakacje do Niemiec do taty, a ja ze swoim bieganiem zostałam sama. Przyznaję bez bicia, że wstawałam nieco później, niż o 5 ;) ale za to z nudów faktycznie biegałam - jakoś bez obyczajowych pogawędek sam marsz był nudny i szybciej przebierałam nogami. Ładnie schudłam i polubiłam poranny zapach lasu, potreningowe endorfiny i to, że po bieganiu zasypiałam na kamień. Było to nieco uciążliwe, gdy już zaczął się rok szkolny, bo jednak na lekcjach spać nie wypadało.

Od tego czasu biegałam po rodzinnych krainach z większą lub mniejszą częstotliwością. Niemniej, zakorzeniła się we mnie głęboka sympatia do tegoż. Z czasem trasy robiły się coraz dłuższe, cięższe i wtedy...

... wtedy przeprowadziłam się do Warszawy. Stojąc nie tak dawno temu na peronie metra obserwowałam mapę i stwierdziłam, że moja historia w tym mieście może być również zakreślona na mapie. Przeprowadzałam się więcej razy, niż słowo "babe" pada w przeciętnym amerykańskim hicie muzyki pop.



Trasy były, jak wspomniałam, coraz dłuższe, zaczęłam od ok 7km, skończyłam na przeciętnej 12-13tce. To, co widać powyżej to moje najczęstsze, choć zdarzały się i inne. Zwłaszcza w odcinku kabackim, gdzie był również i las, tam jednak najczęściej trasy były bardzo spontaniczne, zaś same treningi w lesie kusiły ilością ławek i innych drzew, zachęcających do zrobienia stacji na wykroki, pompeczki i inne przeskoki. Bardzo polecam, bo pomimo, iż odległościowo robiło się mniej, to trening był ciekawszy i bardziej wszechstronnie działa na ciało.

Dochodzimy tu do pytania, które słyszę bardzo często: czy bieganie odchudza?
Odpowiedź brzmi: tak. ALE (bez tego by się nie obeszło :D )

  • najlepsze efekty odchudzające widać na początku biegowej aktywności. Ponadto, żeby spalić tłuszcz należy biegać w odpowiedniej strefie tętna
  • samym bieganiem trudno osiągnąć sylwetkę marzeń - cały czas spalając i nie rozbudowywując za grosz mięśni, doprowadzimy do spalania mięśni i w rezultacie tkanki tłuszczowej może nam przybyć. Ponadto zbyt duża ilość aerobów powoduje, że zwiększa się ilość kortyzolu, który raczej nie wpływa korzystnie na procesy redukcyjne.
  • zbyt duża ilość aerobów może też doprowadzić do efektu "skinny fat" (post TU już traktował o tym zjawisku). Teoretycznie będziemy szczupli, ale procent tkanki tłuszczowej będzie ogłuszający.
  • jak wspomniałam w poście dla poczatkujących, by wciąż osiągać spadki wagi samym bieganiem, trzeba by było biegać więcej, więcej i więcej...
Dla mnie bieganie jest w tym momencie uzupełnieniem innych aktywności. Jest terapią, podczas której zbieram myśli i właśnie dlatego najbardziej lubię biegać, gdy jest już ciemno. Jest tą formą sportu, dzięki której  buduję wytrzymałość. Odchudzanie? Tak. Jeśli mam do wyboru bieganie i siłowniane formy fatburningu (bo mówiąc bieganie mam na myśli raczej plener, nie bieżnię), to z bieganiem konkuruje tylko stepper. On jednak jest ulubiony ze względu na to, że szybko i sporo pali, zaś bieganie rozpatruję w zupełnie innym wymiarze. Trochę metafizycznym :)

Zakładam biegowe ciuchy, buty, czapeczkę. Na telefonie ustawiana jest biegowa playlista (głownie mocno rockowa lub metalowa...power!), wychodzę. Parę rozgrzewających wymachów, krążeń i bieg. Najpierw dość powolny, bo to wciąż jeszcze faza rozgrzewkowa. Później zaczynam biec, nie bardzo szybko, nie bardzo wolno. Myśli biegną wraz z krokami, ale przyznaję, że prawdą jest, że bieganie zaczyna się wtedy, gdy biegnie się sercem. Zapominam, że biegnę. Czuję wolność, radość, rozpierające mnie od środka. Gdzieś daleko zostawiam puste konto w banku, złamane serce, upierdliwego sąsiada i pretensje całego świata. Liczy się tylko ta chwila. Podporządkowuję się rytmowi muzyki, każdą górkę witam z lekkim westchnieniem ale trochę się z niej cieszę - dzięki przeszkodom nie jest za łatwo. Wracając do domu czuję spokój, czuję radość, bo poskromiłam wszystkie szalejące w środku tajfuny. Jest ok. Uśmiecham się do swojego odbicia w lustrze w przedpokoju i poświęcam jeszcze parę minut na porządne rozciąganie. Życie jest fajne. I bieganie jest fajne.

Takie bardziej "przyziemne" zalety biegania również istnieją:
  • Wzmocnienie mięśni i kości (uprawiany systematycznie sport sprawia, że zwiększa się masa i stopień mineralizacji kości, dzięki czemu są one mocniejsze),
  • Poprawa odporności organizmu (bieganie powoduje mobilizację immunologiczną organizmu),
  • Poprawa wydolności organizmu i kondycji fizycznej,
  • Poprawa samopoczucia (endorfinki :P),
  • Poprawa zdolności umysłowych (bieganie wpływa na powstawanie nowych połączeń nerwowych a także przyczynia się do wzrostu liczby komórek w mózgu; bieganie poprawia ukrwienie i dotlenienie mózgu, wspomaga pamięć i koncentrację a także cofa część ubytków które są wynikiem starzenia się mózgu),
  • Zmniejszenie ryzyka chorób (zwłaszcza chorób serca, czasem chorób nowotworowych oraz cukrzycy typu 2),
  • Zmniejszenie ryzyka otyłości (nadmierny przyrost tkanki tłuszczowej jest problemem krajów wysoko rozwiniętych; bieganie pozwala wzmocnić organizm, poprawić kondycję, „podkręcić” metabolizm oraz spalić nadwyżkę kalorii),
  • Zwiększenie libido (bieganie ma pozytywny wpływ na możliwości seksualne, nie tylko pod kątem większej sprawności- długotrwały wysiłek zwiększa wydzielanie się testosteronu, hormonu, który na libido ma bardzo znaczący wpływ),
  • Poprawa rzeźby (nie chodzi tylko o spalanie tkanki tłuszczowej, dzięki bieganiu wzmacniają się włókna kolagenowe, dzięki czemu skóra staje się bardziej naprężona i jędrna),
  • Obniżenie ciśnienia skurczowego i rozkurczowego a także obniżenie stężenia cholesterolu całkowitego, głównie obniżenie tzw. złego cholesterolu i po pewnym czasie podwyższenie tzw. dobrego cholesterolu.
[Powyższe podpunkty zaczerpnęłam stąd, przy czym sama ten tekst popełniłam, więc bezczelnie kopipejstję ;) ]

Zobacz również:  Poradnik dla początkujących  |  A Ty pokaż swoje nogi! Matka Polka

3 komentarze:

  1. bieganie jest super fajne;-))

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny post :) bieganie jest super !

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewnie, że bieganie jest fajne! ;) Jeśli ma się czas, to warto odkrywać nowe trasy.

    OdpowiedzUsuń