Naszło mnie na wynurzenia niemal filozoficzne - to nie będzie typowe dla mnie pitu-pitu, ale poświęćcie nieco czasu na chwilę refleksji. Bo warto.
Żyjemy w czasach, którego słowem kluczem powinno być "sprzeczność" (lub "ambiwalencja", dla tych spragnionych mądrzejszych słów). Z jednej strony mamy kampanie namawiające do picia mleka, z drugiej - miliony artykułów odradzających jego spożywanie. Z jednej mamy namawianie do korzystanie z eko-prodktów a z drugiej nie każdy wie, że rolnictwo "eko" nie zawsze takie jest - bo nie jest wolne od pestycydów. Jest wolne od pestycydów zakazanych. To różnica. Zainteresowanym polecam
artykuł z archiwalnego numeru Polityki.
No i w końcu, mamy kampanie zachęcające nas do pokochania swojego ciała i swoich niedoskonałości, a z drugiej... mnóstwo kampanii, zachęciających by zmienić swoje ciało. Zwalcz cellullit, schudnij, zadbaj o cerę, kup tabletki. Zrób wszystko, by wyglądać jak najlepiej, bo tego się od Ciebie wymaga.
Wyglądu.
Nie jestem hipokrytką - zwracam uwagę na wygląd. Nie jest to sprawa kluczowa w ocenie drugiego człowieka, ale jest istotna. Podobają mi się zadbane, wysportowane sylwetki, zarówno u kobiet jak i mężczyzn. Są tu oczywiście duże widełki, ale wniosek jest jeden - ekstrema, a więc otyłość i nadmierna, anorektyczna chudość nie wzbudzają mojego zachwytu.
Ale. Czy to, że nie mam kraty na brzuchu naprawdę musi oznaczać, że mam czuć się niepełnowartościową fitnesską? Bo bywa i tak. Bywają dni, kiedy staję przed lustrem i widzę potwora z wylewającymi się boczkami, udami, których nie powstydziłby się słoń i twarzą, mogącą służyć za reklamę klinik operacji plastycznych w wersji "przed". Na szczęście takie dni nie zdarzają się codziennie. Niestety, zdarzają się. I niestety wciąż jeszcze jest sporo osób, które do tego sprowadzają swoją samoocenę i ciągle widzą siebie w negatywnym świetle. Nawet jeśli przebyły cholernie długą i ciężką drogę do tego, by zmnienić swoje ciało. Nie zmieniają tego, co w środku i to zasadniczy błąd. Mówicie, że to pic na wodę, bo liczy się szczupłość?
Nie.
Wbrew pozorom to, co jest w środku, liczy się o wiele bardziej. Nawet w tak konsumpcyjnych czasach - możesz być najpiękniej ubraną, najzgrabniejszą osobą w towarzystwie. Jeśli brak Ci pewności siebie, samoakceptacji i uśmiechu, nie będziesz postrzegany (-a) jako osoba atrakcyjna.
Skąd to wiem? Po sobie.
Załóżmy, że wchodzicie na imprezę. Pokój jest pełen ludzi, ale wasz wzrok wędruje między dwoma osobami.
Pierwszą jest roześmiana dziewczyna rozmiarze 42, wcinająca kawałek ciasta i zarażająca dobrym humorem.
Drugą jest piękna, idealnie wyrzeźnbiona laska, nieobecna myślami, w duchu urągająca sobie od przegranych, z grymasem na twarzy. Do której podejdziecie, żeby w jej towarzystwie spędzić wieczór?
Spotkałam się już z opinią, że skoro nie prezentuję się na selfiech w któtkim topie z płaskim i twardym brzuchem, to znaczy, że nie jestem ani trochę fit. I wtedy się przejmuję. Bo co, jeśli mają rację? Co, jeśli bycie prawdziwie FIT oznacza tylko minimalny body fat i z moim mierzonym fałdomierzem 17-18% mogę się schować pod stół?
Takie właśnie myśli towarzyszyły mi kilka dni w okresie '
czarnego czwartku' i przed nim. Czułam, że mimo całej przebytej drogi dalej jestem tą samą, grubą Izoldą co kilka lat temu. Że "fit" to nie o mnie. Czułam, że oszukuję siebie i innych, że powinnam prezentować czystą definicję mięśnia, zdjęcia jak z okładki...Było mi zwyczajnie źle w swojej skórze.
I choćbyśmy nie wiem, ile mówili, że to wszystko zależy od nas... zależy też od innych. Mi pomogły słowa kogoś dalekiego, ale bliskiego. Nie wdając się w szczegóły, poczułam się kobieca. Poczułam się piękna. Poczułam się seksowna. Poczułam się FIT.
Kult ciała jest wszechobecny, to fakt.
Czy zrezygnuję z obranej ścieżki? NIE! Uwielbiam ćwiczenia, kocham siłownię i wcinanie warzyw. To nie jest przymus, to ścieżka, którą wybrałam świadomie i z przyjemnością.
Czy będę się zamartwiać fałdkami? Pewnie tak :P Nie urwałam się z choinki, wiem, jaka jestem i wiem, że wkrótce zawyję do księżyca, żem gruba jak stadko zawodników sumo.
Ale... to o niczym nie świadczy. O niczym. Ile by mi nie przybyło - to nie oznacza, że jestem jakkolwiek gorsza od innych.
I Ty, Ty ... i Ty tam, tak! Ty też jesteś super!
Bo jesteś sobą.
Uśmiechnij się. Szerzej! O tak :D
Teraz widać Twoje prawdziwe piękno :)
Ps. Ale żeby nie było - wiecie, że trening i tak trzeba zrobić..? ;)
Zobacz również:
5 ton, list, lista, lista przebojów! |
Los treneros i Tłuszczowe łzy |
Home Gym!