czwartek, 22 grudnia 2016

Transformers czyli maszyny czy wolne ciężary?

Maszyny czy wolne ciężary? Spór to odwieczny i stary jak świat, jak owsianka czy jajka, jak Joey czy Chandler, jak Lidl czy Biedronka, jak cardio i interwały, jak morze czy góry… Generalnie chodzi o to, że i jeden i drugi ma swych zwolenników.

Wiadomo, że musiałam zamieścić takie właśnie zdjęcie ;)

Osobiście jestem zdania, że do dobrego treningu wystarczy sztanga i hantle (względnie zabawki w stylu kettli, piłek i gum) – w kwestii stabilizacji, koordynacji, wyczucia mięśniowego i realnego wzrostu siły. 100 kg wypychane na suwnicy robię bez problemu, 100 kg w przysiadzie, patrząc na tempo progresu, zrobię za jakieś 127 lat ;) (to moja achillesowa pięta, smuteczek :( ). Wolne ciężary pozwalają mi się znacznie lepiej skupić i dają o wiele większą satysfakcję. Pozwalają ćwiczyć bardziej funkcjonalnie, więc wypracowują wzorce ruchowe, które pomagają w normalnym życiu. Nie oznacza to jednak, że hejtuję maszyny, sama z niektórych czasem korzystam.



I właśnie dlatego, mimo bycia zwolenniczką ciężarów wolnych, przytoczę kilka przykładów, że maszyny mogą być dobre.


Początkujący. Odwiecznie głoszone zdanie „maszyny są lepsze dla początkujących” wcale nie jest takie głupie. Owszem, wstępna nauka ćwiczeń wielostawowych z małymi, lub nawet bez ciężarów dałaby finalnie znacznie lepsze efekty i pole do progresu – tak krzyczy większość trenerów i mają rację. Przypuśćmy jednak, że na siłownię przychodzi przeciętny Kowalski, który postanowił podszlifować nieco formę i wie, że do tego dobre są obciążenia, ale który jednocześnie nie ma wielkiego pociągu do aktywności fizycznej. Nie chce mu się śledzić youtuba i uczyć techniki, trener personalny to dla niego zbytek łaski, zaś na jego siłowni instruktor spędza czas głównie podrywając klubowiczki lub panią z recepcji (w wielu przypadkach jest to smutne true story). Przychodzi więc na siłownię bez konkretnego planu, robi „coś”, to tu, to tam, wybiera sobie kilka ulubionych maszyn i na nich ćwiczy, przy dobrym szczęściu pamiętając, że powinien robić coś więcej niż klatę. 



Owszem, na maszynach nie popracuje nad stabilizacją, nie będzie to funkcjonalne, bez wiedzy, że bez konkretnego planu i chociażby FBW może zwiększyć dysproporcje. Ale również nie zrobi sobie wielkiej krzywdy. Niech już majta nogami na maszynie do czwórek, zamiast porywać się na przysiad ze sztangą, podczas którego nogi krzyżują mu się równie intensywnie, jak cnotliwej panience na trzydziestej randce. Takiemu Kowalskiemu maszyny po prostu posłużą nieco lepiej, niż gdyby bez pomocy i chęci zaczerpnięcia wiedzy porywał się z motyką na słońce. Oczywiście, nie mówię, że na suwnicy czy przy ściąganiu drążka w dół jest całkowicie bezpieczny – bo kontuzji nabawić się może. Ale mniejszej, niż przy martwym.

Kontuzjowani i po urazach. Jest to osobna grupa ludzi, którym maszyny mogą – czasowo lub całkowicie, bardzo pomóc podczas treningów. Znam osobę (pozdrawiam! :) ), która po dość skomplikowanym wypadku ma bark pozrastany „jak bozia chciała”, bo poskładanie go było trochę jak zabawa w puzzle i nikt akurat do zabawy chętny nie był. Ma ograniczony zasięg ruchu, który wyklucza go z niektórych ćwiczeń, takich jak military pressy, push pressy czy inne ćwiczenia związane z barkami i unoszeniem ciężaru nad głowę. Pomagają mu właśnie maszyny, które mają określony tor ruchu i pozwalają trenować tę partię w nieco oszukany, ale sukcesywny sposób. 


Są też osoby, jakie widujemy na scenie sylwetkowej, z protezami rąk czy nóg. Osoba z protezą, choćby nie wiem jak chciała, przysiadu czy martwego ciągu nie zrobi. Z pomocą przychodzą właśnie maszyny (i dobry trener, który ułoży plan tak, by taka osoba jeszcze bardziej sobie nie zaszkodziła). Nie taki diabeł straszny… (przy okazji, wielki szacun dla takich osób, że jednak stają w szranki w takich dyscyplinach, w których ludzie mogliby stwierdzić, że szans nie mają – i mówię tu nie tylko o sportach sylwetkowych, ale i np. o biegaczach.

Michelle Salt - Źródło zdjęcia

Typowy kulturysta, czyli pompa, pompa i jeszcze raz pompa. Jak wiadomo, maszyny w wielu przypadkach pozwalają na wyizolowanie konkretnych mięśni i pracę tylko nad tymi partiami, na których konkretnie nam zależy (choć osobiście uważam, że lepiej pracować harmonijnie, ale w pewnych momentach, przy tych naprawdę wytrawnych „graczach’, którzy wracają uwagę na poprawę bardzo drobnych mankamentów ale nie chcą już ruszać reszty, może się to przydać). Takie na przykład biceps curlsy na maszynie (któż nie romansował czasem z modlitewnikiem.. ;) ) pozwalają doskonale spompować bicka, i niektórym właśnie o to chodzi.



Machine Loverzy. Nazwa pieszczotliwa, a chodzi po prostu o tych, którzy na maszynach ćwiczą, bo lubią – zdają sobie sprawę z ich wad i zalet, wiedzą, jak się robi siady i martwe ciągi, ale wybierają maszyny, czy tak właśnie im się podoba i koniec. I w sumie niech sobie wybierają… koniec końców  - mogą :)


6 komentarzy:

  1. A ja myślę, że przede wszystkim trzeba kierować się własną wygodą. Jeżeli ktoś nie lubi ćwiczyć na maszynach, to przede wszystkim nie powinno się go do tego zmuszać. I tak samo w drugą stronę. Jeżeli ktoś nie lubi wolnych ciężarów to nie powinno się go do tego zmuszać. W gruncie rzeczy ćwiczenia mają być przyjemnością a nie katorgą i tym powinno się kierować.

    OdpowiedzUsuń
  2. Otóż to...każdy ma swoje ulubione przyrządy :) I niech każdy robi to co najbardziej lubi i w czym się dobrze czuje ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rzeczywiście myśląc długofalowo lepiej zacząć od ćwiczeń z wolnymi ciężarami. Z drugiej strony nie można nic zarzucić treningowi na maszynach. W ten sposób również można osiągnąć imponujące efekty!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jako osoba początkująca jestem zdecydowanie za maszynami. Wolne ciężary wymagają dobrze opanowanej techniki. A w przypadku osób początkujących nie jest to mocna strona! Natomiast nie uważam, żeby jeden sposób treningu był gorszy od drugiego!

    OdpowiedzUsuń
  6. Myślę, że jednak maszyny. Przynajmniej dla osób, które na siłowni stawiają pierwsze kroki. Na wolne ciężary przyjdzie czas kiedy technika będzie nieco bardziej dopracowana.

    OdpowiedzUsuń