Zjawisko hejtu, trollingu itd. jest w dobie wirtualizacji
rzeczywistości, gospodarki i relacji międzyludzkich jest powszechnie znane.
Internet to naprawdę potężne narzędzie, stał się dźwignią handlu, nośnikiem
reklamy, źródłem informacji. Fakt, że przeszłam większość mojej ścieżki
edukacyjnej bez dostępu do przeróżnych portali wydaje się wręcz kosmiczny –
dziś poza biblioteką wyposażoną w takie, a nie inne pozycje, mogę wykupić dostęp
do edycji wirtualnych i znacznie poszerzyć źródła.
Taki szeroki dostęp do… do wszystkiego daje ludziom pewną
swobodę. Niestety, daje im również możliwość wyrażania swoich opinii (tzn.
wyrażanie opinii jest ok, ale forma bywa już odrzucająca), które nie zawsze są
miłe, a często wręcz bardzo nieprzyjemne i z tym się chyba każdy zgodzi.
Sądzę
jednak, że słowo „hejt” jest dziś zdecydowanie nadużywane i wytłumaczę to na
zasadzie właśnie fit-światka. Tu panuje kult ciała. Czy tego chcemy czy nie, największe
przyciąganie mają sześciopaki z wystającym spod dresów paskiem galotków od
Calvina Kleina. Taki jest trend i choć zdarzają się tu podejścia odmienne,
takie jak trenowanie dla sprawności, zdrowia, siły czy po prostu dobrego
samopoczucia, to jednak stanowią dość niewielki odsetek jeśli spojrzeć
całościowo na fit blogi, instagramy czy fanpage na facebooku. Jedni wybierają
sobie jako ścieżkę promocji prezentowanie sylwetki i ćwiczeń, inni dodatkowo
sprzedają swoją prywatność, bo nie od dziś wiadomo, że ona przyciąga rzesze
podglądaczy. Takie profile przyciągają też najwięcej komentujących z różnych
parafii.