Nie musi to być oczywiście czas spędzony obrzydliwie leniwie, bo nie do końca o to chodzi ;) O jednym z weekendów chciałam napisać już dawno, dawno temu, ale wciąż jakoś brakowało czasu. Był to jeden z pięknych dni w październiku, kiedy wraz z dwójką przyjaciół postanowiliśmy wybrać się w góry. Nasze pobliskie - Szklarska Poręba.
Muszę od razu zaznaczyć, że góry uwielbiam. Doceniam za piękno, majestat i potęgę. Nie jest istotne, czy to skaliste Tatry czy stare Karkonosze, góry mają swojego ducha, przed którym chyba każdy czuje respekt. Tego dnia pokonaliśmy około 22 km, co w obliczu wertepów z jakimi przyszło nam się zmierzyć (dowody poniżej), pozostawiło niektórym z nas zakwasy stulecia ;) (zdjęcia są autorstwa Kubusiów).
Na parę ćwiczeń zawsze jest dobry czas :)
Drugim wartym wspomnienia weekendem jest ten, który miał miejsce tydzień temu, gdy mroźny jak Syberia Wrocław odwiedziła eN. Chłód sprawił, że odwiedziłyśmy wiele miejsc serwujących ciepłą kawę i herbatę, ale też pocieszałyśmy się, że odmrożone kończyny na pewno będą wolne od cellulitów ;) Zaserwowałam też zacnemu gościowi porcję kultury w Muzeum Współczesnym (w którym odnalazłam elementy pro-aktywnościowe! ), zaś na śniadanie mój ukochany placek owsiany który na szczęście został pochwalony ;)
Nawet w muzeum znajdę coś o odpowiedniej tematyce ;)
Powyżej - eN wraz z ekspozycją, w której można samemu bawić się w twórcę, przyklejając różne elementy. Gd byłam tam poprzednio, były budynki, teraz trafiłyśmy na części ciała.
[Tak, wiem, nie jest to post stulecia, ale nie martwcie się, już wkrótce blogasa znów odwiedzi Amelka!]
Zobacz również: Gdzie byłam, kiedy mnie nie było. Historia prawdziwa. | Love Actually... | FitPack czyli prezentomania | Fit Konfesjonał
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz