czwartek, 31 maja 2018

Wpis mocno kulinarny czyli foodbook

Myślą przewodnią gdy zabieram się za gotowanie jest: o co kucharek sześć, skoro jestem ja ;) I tym optymistycznym akcentem rozpoczynamy wpis, jakiego dawno nie było, a więc wpis mocno kulinarny.

Jak się po myśli przewodniej mogliście domyśleć, kuchnia to nie jest moje królestwo. Najbardziej lubię ją, gdy ktoś przygotowuje posiłek dla mnie, a ja czuję się wówczas jak księżniczka. Nawet, jeśli ktoś przyrządza mi zwykłą jajecznicę. Albo kurę z musztardą i miodem (swoją drogą, polecam, obłędny smak).
Moja dewiza, gdy bryluję w kuchni, brzmi: prosto, szybko, zgodnie z makro. Jeśli coś mi posmakuje, mogę to jeść na okrągło i wcale mi to nie przeszkadza. Eksperymenty zdarzają mi się rzadko i pewnie dlatego nie wyszłam za mąż. Wiadomo, przez żołądek trafia się do męskiego serca, a tymczasem odnoszę wrażenie, że Pani Bukowa inspirowała się w poniższej grafice mną. Nikt nie chce ryzykować.




Chociaż z drugiej strony, ponoć szarlotkę i ciastka marchewkowe robię niezłe. Gorzej, że w obecnym lokum piekarnik zdechł zanim się wprowadziłam. Cóż, mój kot i tak woli saszetki z Rossmana i kocie kabanosy. C'est la vie.

wtorek, 1 maja 2018

Masa: styczeń - kwiecień 2018 - podsumowanie


Jeśli jesteś kobietą, będącą połączeniem mezo i endomorficzki, masz przeszłość bogatą w diety kopenaskie, a słowo redukcja kojarzy Ci się z oczywistą codziennością, to zapewne dobrowolne wejście na masę wydaje Ci się dość abstrakcyjne.

Zdjęcie wykonane o ostatnim treningu na masie

Tak było i ze mną. Owszem, zdarzało mi się rosnąć (wszerz zwłaszcza :P ) i nazywać to masą, jednakże taka mas jak teraz zdarzyła mi się pierwszy raz. Nie będę Was męczyć przydługimi elaboratami, wypunktuję najważniejsze rzeczy.

niedziela, 8 kwietnia 2018

Stres


Żyjemy w świecie stresującym, to nie ulega najmniejszej wątpliwości. Praca, uczelnia, relacje międzyludzkie.. Nawet trening, patrząc z fizjologicznego punktu widzenia, jest dla nas stresem. Tylko koty nas nie stresują, chyba, że ktoś akurat stoi vis-à-vis trochę zdenerwowanego tygrysa - wówczas raczej trudno o zimną krew i rozkoszne kizimizi. 
O wpływie stresu na nasz organizm będzie w dalszej części. Na początek - techniki relaksacyjne. Wypróbowałam na sobie, w fazie stresu, zdenerwowania i PMSa. Zaczynamy.

piątek, 2 marca 2018

Expectations VS Reality


Kojarzycie zapewne mema, w którym Buka mówi, że cały dzień była na diecie, a nawet poćwiczyła, więc lepiej, żeby jutro obudziła się szczupła? Między innymi to będzie dziś na tapecie, bo tytuł zamierzam potraktować dwojako. Zaczniemy właśnie od naszych oczekiwań i szarej rzeczywistości w kontekście modelowania sylwetki…

Znacie to. Budzicie się pełni motywacji i nastawieni na działanie! Rano wciskacie się w dres (kiedy on się zdążył zrobić ciasny?) i idziecie pobiegać, jecie zdrowe śniadanie, do pracy szykujecie zgrabne pudełeczka. Potem siłownia, kolacja zgodna z makro. Przed snem dyskretnie unosicie przed lustrem koszulkę - a może już coś będzie widać? Całość powtarza się przez kilka dni po czym… ustaje. 



Dlaczego?
Stwierdzamy, że to nie ma sensu. Niby fajnie, ale idzie jakoś wolno, czy to warto tak tyle czasu się męczyć..? Inni to mają dobrze, wyglądają ekstra, a Tobie jak zawsze wszystko musi iść opornie i pod górkę. Kryśka zrzuciła 20 kilo, no ale ona to taki metabolizm ma…

środa, 28 lutego 2018

Król ćwiczeń (i nie jest to przysiad)


Pamiętacie czasy, kiedy szał bycia fit dopiero zaglądał do internetów, kiedy jeszcze dopiero co dwudziesta Polka była „ruszona z kanapy” programami Ewy Chodkowskiej, dostępnych jako dodatki DVD do „Shape’a”? To był ten moment, kiedy dywanówki święciły triumfy, a większości ludzi wydawało się, że odżywki białkowe to już prawie ta półka, co sterydy. Żeby nie było, moja mama chyba nadal tak sądzi, a moje dzienne dawki supli tratuje co najmniej tak, jakbym garściami jadła paracetamol. Ale do rzeczy. Pojawiło się wtedy jedno ćwiczenie, które opanowało wszystkich i było absolutnym królem.

Nie był to przysiad.
Nie był to martwy ciąg.
I nie było to podciąganie.

Plank. Tak zwaną deskę robili wszyscy i wszędzie.
W drodze na przystanek.
W drodze z przystanku.
W kolejce na zakupy.
Między biurkiem a toaletą.
W kuchni.
W łazience.
Wstawaliśmy w środku nocy, i nie, nie braliśmy łyka wody. Robiliśmy deskę!

piątek, 9 lutego 2018

Dlaczego kobiety powinny trenować górę?

Pośladki są znakiem firmowym obecnych czasów. Krągłe, uniesione, brazylijskie, często nawet podrasowane implantami. Wystarczy otworzyć Instagrama, by zobaczyć odziane w stringi dziewczę, szykujące owsiankę, fitnesskę, która koniecznie z gołymi pośladkami nawołuje do większej pewności siebie, czy inną laskę, wysiadującą na krawędzi umywalki bądź wdzięcznie opierającą się o balustradę prezentując zadumę i cztery litery. Nie będę hipokrytką, sama również często pokazuję na insta w pocie czoła spompowaną pupę - nie gołą, ale jednak.



Efekt? Wysyp pań, które na 5 treningów w tygodniu robią 5 treningów na poślad, takich, które biorą udział tylko w zajęciach „sexy pupa” i „brzuch, uda, pośladki” itd. 

poniedziałek, 5 lutego 2018

Kobiety na siłowni - czemu mamy pod górkę?

O babskich sprawach pisałam już nie raz (jeden z tekstów podlinkowany macie na dole). Oprócz typowego zrzucania tego, co leży na mej babskiej wątrobie, ma to jeszcze jeden, bardzo szczytny cel (choć to trochę mission impossible): pomoc mężczyznom w zrozumieniu płci przeciwnej. I z tego co wiem, ma to jakieś przełożenie na rzeczywistość, bo po tekście o PMSie, będąc w złym humorze byłam hojnie obdarowywana czekoladą przez tych kolegów, którzy chcieli coś ze mną załatwić, ale bali się oberwać. Muszę to chyba edytować, bo czekoladę jadam od święta i wolałabym kurze cycki, z drugiej strony, kto wie, ile szczęśliwych choć bezwartościowych kalorii zapewniłam tym postem damskiej populacji…

Dziś jest więc o tym, że my, kobiety, mamy gorzej. W sensie siłownianym.

Od razu pragnę zaznaczyć, że tekst należy traktować z lekkim przymrużeniem oka - może i przedstawione argumenty są prawdziwe, ale snu nam z powiek nie spędzają :)

wtorek, 14 listopada 2017

Jak sobie radzić z DOMSami (zakwasami)?

Dziś będzie o bólu. Swoją drogą, ciekawe, jak to o mnie świadczy, że na słowo „Ból” dodaję „i Panik” i wyobraźnia podsuwa mi obraz dwóch stworzeń z disneyowskiej produkcji o Herkulesie? ;) Nie poruszę tu jednak ani kwestii pomocników Hadesa, ani żadnych spraw, jakie były przedmiotem którejkolwiek z twarzy Greya.



Tak zwane zakwasy, bo o nich będzie mowa, to chyba ten rodzaj bólu, jaki lubi każdy trenujący. Lubi na zasadzie podobnej, jak się lubi ulubiony przedmiot w szkole - niby fajnie chłonąć wiedzę i dostawać za to wysokie noty, ale ciągłe kartkówki mogą dać w kość, zwłaszcza, jeśli mamy do obrobienia jeszcze kilka innych przedmiotów. Podobnie rzecz ma się z zakwasami - boli, mamy satysfakcję z dobrze wykonanego treningu, jednak jak zrobić porządny metabolik, kiedy ledwie jesteśmy w stanie zrobić kilka kroków, a piciu kawy towarzyszy ała ała ała? ;)
Oczywiście należy rozróżnić dwie rzeczy, a więc faktyczne zakwasy oraz DOMSy, które zakwasami również potocznie bywają zwane.

wtorek, 3 października 2017

Dziesięć powodów, przez które nie możesz schudnąć. Część II.

Kilka dni temu poznaliście Izaurę i zobaczyliście, że próbując schudnąć popełniła już szereg możliwych błędów. Jednak i Wy w błędzie jesteście, jeśli myślicie, że na tym poprzestała. O nie! Izaura lubi popełniać pomyłki w pełnych pakietach, żeby mieć skąd wyciągać wnioski. Tak więc Niewolnica (Odchudzania) Izaura, ciąg dalszy.

Po piąte. Izaura ma słomiany zapał. No owszem, jadła zdrowo i kalorycznie należycie, chodziła na siłownię, dbała o odpowiednią ilość cardio i regenerację. A później przyszła sobota, na którą Izaura zaplanowała sobie cheata. W jego ramach umówiła się ze znajomymi na pizzę, do pizzy wypiła piwo, albo dwa, albo pięć, w bardzo radosnym nastroju dotarła w środku nocy na imprezę, gdzie szociki lały się aż miło, a wie, że na pusty żołądek pić nie należy, w międzyczasie więc wyskakuje na kebaba, podjada orzeszki i generalnie czuje się obłędnie. Aż do rana, kiedy to budzi ją kac morderca, wypija mnóstwo wody, po czym kapitulując, wraz ze znajomymi raczy się klinem, a wieczorem masą tłustego żarcia, byle organizm zajął się trawieniem czegoś trudnego i przestał przypominać jej o wczorajszych szaleństwach. I tak z tygodnia na tydzień, Izaura funduje sobie 5 dni pracy, 2 szaleństw połączonych z brakiem regeneracji i jakoś „dziwnym” trafem obwód pasa się zwiększył…

piątek, 29 września 2017

Dziesięć powodów, przez które nie możesz schudnąć. Część I.

Na potrzeby tego posta stworzyłam postać Izaury. Wiem, kiedyś była Amelka (<-klik dla niezorientowanych), ale ona już od dawna jest wylaszczoną gwiazdą Instagrama, wrzuca zdjęcia wypiętego tyłka, owszem, muśniętego fotoszopem z równym zapałem, jak biust jej muśnięty jest silikonem, więc trochę głupio ją teraz powoływać przed szereg. Izaura jednakże zgodziła się robić za czarny charakter. Ów czarny charakter, proszę państwa, ma taki jeden, zasadniczy problem, że stara się schudnąć. No stara się, stara, i nic, ani waga ani centymetr, ani nawet wyszczuplające lustro w jednej z sieciówek, nie chcą przekazać jej nawet grama dobrych wiadomości. Co prawda niemożliwym jest, by w rzeczywistym życiu być przedstawicielem wszystkich dziesięciu wymienionych powodów naraz, ale ponieważ Izaura jest moim tworem, więc może wszystko.