O babskich sprawach pisałam już nie raz (jeden z tekstów podlinkowany macie na dole). Oprócz typowego
zrzucania tego, co leży na mej babskiej wątrobie, ma to jeszcze jeden, bardzo szczytny cel
(choć to trochę mission impossible): pomoc mężczyznom w zrozumieniu płci
przeciwnej. I z tego co wiem, ma to jakieś przełożenie na rzeczywistość, bo po
tekście o PMSie, będąc w złym humorze byłam hojnie obdarowywana czekoladą przez
tych kolegów, którzy chcieli coś ze mną załatwić, ale bali się oberwać. Muszę to chyba
edytować, bo czekoladę jadam od święta i wolałabym kurze cycki, z drugiej strony, kto wie, ile
szczęśliwych choć bezwartościowych kalorii zapewniłam tym postem damskiej
populacji…
Dziś jest więc o tym, że my, kobiety, mamy gorzej. W sensie siłownianym.
Od razu pragnę
zaznaczyć, że tekst należy traktować z lekkim przymrużeniem oka - może i przedstawione
argumenty są prawdziwe, ale snu nam z powiek nie spędzają :)
Trudniej nabieramy
masy mięśniowej. Nie, żeby masy w ogóle, ogólnie masa większości z nas
przychodzi bez problemu, co zawdzięczamy proporcjom estrogenów do testosteronu,
w dużym uogólnieniu odwrotnym, niż u mężczyzn. To właśnie estro odpowiada za
nasze rozkoszne krągłości czy cellulit (oczywiście, nie samo estro, jedzenie
śmieci i słodyczy również), który u mężczyzn występuje dość sporadycznie.
Oczywiście ma to swoje plusy - dzięki tej proporcji nawet bardzo ciężki trening
siłowy kształtuje naszą sylwetkę w piękną, jędrną i wciąż kobiecą, a nie w
typową „pakerkę”. Męska przewaga w łatwości budowania mięśni przekłada się
również na siłę, ale pocieszę Was dziewczęta - my lepiej znosimy długotrwałe,
intensywne wysiłki. No i dzięki temu wnoszenie pralki na trzecie piętro to
niekoniecznie nasz problem.
Rządzą nami hormony,
nie tylko te wspomniane powyżej. Pomijam już aspekt zmiennego humoru, którym
tak umilamy mężczyznom życie. Cykl menstruacyjny ma wpływ również na nasze
możliwości siłowe. I tak, pierwsza faza cyklu aż do owulacji jest bardzo dobrym
czasem na progresowanie obciążeń czy objętości treningowej, za to w części
drugiej możemy odczuć znaczne spadki mocy, co dodatkowo potęguje nasz (już i
tak nie najlepszy) humor. Jest to oczywiście prawidłowość, od której będą
wyjątki, ale znów - mężczyźni jadą na jednej fali, a my mamy sinusoidalnie pod
górkę (tak, wiem, że to nie do końca logicznie i gramatycznie poprawne określenie). Co więcej, o ile złą dietą można w bardzo krótkim czasie zrujnować
kobiecy układ hormonalny i trudno przywrócić go do równowagi, o tyle faceci
musieliby się dość mocno postarać, by aż tak się rozregulować.
Kolejny punkt nie wymaga objaśnień werbalnych. Wystarczy mem. Nikt mi nie wmówi, że to sprawiedliwe.
Panowie są często
dużo pewniejsi siebie, co widać także na salach treningowych. Po każdej
serii dumnie napinają bicepsy i klaty, kontrolując ich pęcznienie w lustrach. A
jak jeszcze przyjdzie nieśmiała pani, która w końcu przełamuje się by wejść do
tej kipiącej testosteronem jaskini i trafi na nadmiernie pewnego siebie amanta
(który bynajmniej nie wygląda, jakby targał żelastwo dość regularnie), a ten w
celach podrywczych będzie jej zawracał, hm, głowę - ona się zrazi i nie wróci,
on pozostanie - pewny swej ogromnej męskości i uroku osobistego, urozmaicając czas nieco twardszym jednostkom z Wenus.
Oczywiście mogłabym tu wspomnieć (już nie żartobliwie)
również o tym, jak irytujące i rozpraszające jest ostentacyjne gapienie się na
kobiety trenujące pośladki - bo z tym spotkałam się i bardziej i mniej
bezpośrednio, ale to raczej nie jest kwestia różnic płci, lecz dobrego
wychowania. Nawet, jeśli chcemy, by facet zerknął na nasze w pocie czoła
wypracowane tyły, to jednak dyskrecja jest wskazana- chyba, ze to Twój własny,
prywatny facet, jego prawa są większe ;)
Na koniec dodam jeszcze może, że oczywiście, panowie również
mogliby wyliczyć momenty, kiedy im jest bardziej pod górkę - i jakoś dziwnym trafem, ma to duży związek z nami, kobietami... Choćbyś nie wiem
jak dobrze wyglądał i jak obcisłej koszulki nie założył, żadna kobieta nie
podbiegnie, żeby pomóc Ci w transporcie większych obciążeń. Albo jeśli
trenujesz ze swoją kobietą, a ona właśnie ma fazę zazdrości, napięcia
przedmiesiączkowego i jest głodna, bo robi ostrą redukcję, to skończysz z
kortyzolem strzelającym w kosmos.
Niektóre z tych różnic są bardziej lub mniej problematyczne,
ale bywają jednak przydatne - oni dzięki swym łatwej budowanym mięśniom mogą porządnie
nas objąć, gdy mamy chwilę słabości i potrzebujemy poczuć się jak małe,
bezbronne kruszynki. No i nie oszukujmy się, jeśli facet z niezłą klatą i
szerokimi plecami wpatruje się w nas jak w obrazek, a inne dziewczyny zerkają
na nas z zazdrością, to cieszymy się, że tego testosteronu bozia mu jednak nie
poskąpiła. Zwłaszcza, że jego poziom przekłada się również na inne, bardzo
przyjemne aspekty damsko-męskich relacji, if you know what I mean ;)
Panowie mają łatwiej bo mogą stosować suplementy na podniesienie poziomu testosteronu . O takich środkach dla kobiet nie słyszałam jak dotąd. Nic więc dziwnego, że mężczyźni mają szybszy przyrost mięśni.
OdpowiedzUsuń