środa, 28 lutego 2018

Król ćwiczeń (i nie jest to przysiad)


Pamiętacie czasy, kiedy szał bycia fit dopiero zaglądał do internetów, kiedy jeszcze dopiero co dwudziesta Polka była „ruszona z kanapy” programami Ewy Chodkowskiej, dostępnych jako dodatki DVD do „Shape’a”? To był ten moment, kiedy dywanówki święciły triumfy, a większości ludzi wydawało się, że odżywki białkowe to już prawie ta półka, co sterydy. Żeby nie było, moja mama chyba nadal tak sądzi, a moje dzienne dawki supli tratuje co najmniej tak, jakbym garściami jadła paracetamol. Ale do rzeczy. Pojawiło się wtedy jedno ćwiczenie, które opanowało wszystkich i było absolutnym królem.

Nie był to przysiad.
Nie był to martwy ciąg.
I nie było to podciąganie.

Plank. Tak zwaną deskę robili wszyscy i wszędzie.
W drodze na przystanek.
W drodze z przystanku.
W kolejce na zakupy.
Między biurkiem a toaletą.
W kuchni.
W łazience.
Wstawaliśmy w środku nocy, i nie, nie braliśmy łyka wody. Robiliśmy deskę!

piątek, 9 lutego 2018

Dlaczego kobiety powinny trenować górę?

Pośladki są znakiem firmowym obecnych czasów. Krągłe, uniesione, brazylijskie, często nawet podrasowane implantami. Wystarczy otworzyć Instagrama, by zobaczyć odziane w stringi dziewczę, szykujące owsiankę, fitnesskę, która koniecznie z gołymi pośladkami nawołuje do większej pewności siebie, czy inną laskę, wysiadującą na krawędzi umywalki bądź wdzięcznie opierającą się o balustradę prezentując zadumę i cztery litery. Nie będę hipokrytką, sama również często pokazuję na insta w pocie czoła spompowaną pupę - nie gołą, ale jednak.



Efekt? Wysyp pań, które na 5 treningów w tygodniu robią 5 treningów na poślad, takich, które biorą udział tylko w zajęciach „sexy pupa” i „brzuch, uda, pośladki” itd. 

poniedziałek, 5 lutego 2018

Kobiety na siłowni - czemu mamy pod górkę?

O babskich sprawach pisałam już nie raz (jeden z tekstów podlinkowany macie na dole). Oprócz typowego zrzucania tego, co leży na mej babskiej wątrobie, ma to jeszcze jeden, bardzo szczytny cel (choć to trochę mission impossible): pomoc mężczyznom w zrozumieniu płci przeciwnej. I z tego co wiem, ma to jakieś przełożenie na rzeczywistość, bo po tekście o PMSie, będąc w złym humorze byłam hojnie obdarowywana czekoladą przez tych kolegów, którzy chcieli coś ze mną załatwić, ale bali się oberwać. Muszę to chyba edytować, bo czekoladę jadam od święta i wolałabym kurze cycki, z drugiej strony, kto wie, ile szczęśliwych choć bezwartościowych kalorii zapewniłam tym postem damskiej populacji…

Dziś jest więc o tym, że my, kobiety, mamy gorzej. W sensie siłownianym.

Od razu pragnę zaznaczyć, że tekst należy traktować z lekkim przymrużeniem oka - może i przedstawione argumenty są prawdziwe, ale snu nam z powiek nie spędzają :)