wtorek, 14 listopada 2017

Jak sobie radzić z DOMSami (zakwasami)?

Dziś będzie o bólu. Swoją drogą, ciekawe, jak to o mnie świadczy, że na słowo „Ból” dodaję „i Panik” i wyobraźnia podsuwa mi obraz dwóch stworzeń z disneyowskiej produkcji o Herkulesie? ;) Nie poruszę tu jednak ani kwestii pomocników Hadesa, ani żadnych spraw, jakie były przedmiotem którejkolwiek z twarzy Greya.



Tak zwane zakwasy, bo o nich będzie mowa, to chyba ten rodzaj bólu, jaki lubi każdy trenujący. Lubi na zasadzie podobnej, jak się lubi ulubiony przedmiot w szkole - niby fajnie chłonąć wiedzę i dostawać za to wysokie noty, ale ciągłe kartkówki mogą dać w kość, zwłaszcza, jeśli mamy do obrobienia jeszcze kilka innych przedmiotów. Podobnie rzecz ma się z zakwasami - boli, mamy satysfakcję z dobrze wykonanego treningu, jednak jak zrobić porządny metabolik, kiedy ledwie jesteśmy w stanie zrobić kilka kroków, a piciu kawy towarzyszy ała ała ała? ;)
Oczywiście należy rozróżnić dwie rzeczy, a więc faktyczne zakwasy oraz DOMSy, które zakwasami również potocznie bywają zwane.