Każdy wie, że obowiązkowym elementem treningu jest
rozgrzewka, najlepiej z wplecionym mobility. Podobnie jest z pisaniem – jeśli od
kilku miesięcy piszesz głównie zawodowo, w określonej formie, trochę
powtarzalnej, dość sztywnej treści, to ponowne uruchomienie edytora tekstowego,
by ponownie stworzyć coś „swojego”, jest trochę jak pierwszy trening po bardzo
długiej kontuzji. Nie zaczynasz od razu na pełnej <widomoczym> ;) Rozgrzewasz się, przymierzasz do
poszczególnych ćwiczeń, sprawdzasz ciężary, które są ułamkiem tego, co targałeś
wcześniej, a i tak następnego dnia czekają Cię domsy tysiąclecia. Mam nadzieję,
że w tym wypadku domsów nie będzie. W ramach przedtreningówki serwuję sobie
zatem dawkę kofeiny a pierwszy post po tak długiej przerwie będzie właśnie
rozgrzewką, przymierzaniem do ciężarów i przyzwyczajeniem się do słowa
pisanego.
Panie i panowie (bajdełej, dziękuję za wszystkie głosy za tym, bym
wróciła do „swojego” pisania – to naprawdę super wiedzieć, że są ludzie
czytający mnie z przyjemnością :)
), dziś temat wcale nie taki łatwy, bynajmniej nie lekki, dotyczący rządzących
światem i youtubem kreaturami. Tak. Dziś dowiemy się, jak odchudzić kota*.
Wszyscy wiedzą, że dla silnych i niezależnych kobiet kot
jest jak dziecko. Im silniejsza i bardziej niezależna, tym kotów ma więcej, a
te najbardziej potężne straszą dzieci i są bohaterkami osiedlowych opowieści o
zjadających dzieci czarownicach. Tak czy inaczej, dzieci uparcie naśladują
rodziców – chłopcy prężą muskuły przed lustrem, dziewczynki wkładają mamine
szpilki i smarują buzię podkradzioną pomadką. Gdy mamusia się odchudza, dziecko
nagle pragnie zjeść na obiad brokuła.** Z kotami jest inaczej – redukcję służby
przyjmują z doskonałą obojętnością, naśladownictwo zaś uaktywniają tylko wtedy,
gdy służba robi masę. Im mniej wartościową, tym lepiej.
Jak zatem zmusić go, by jednak nieco zrzucił, skoro brzuch
ciągnie się po ziemi?
- Niech dostaje małe porcje jedzenia – przepełniona miska kusi, ponadto jest wydatkiem, bo przecież jak coś leży w misce pół dnia, to należy tym wzgardzić i domagać się świeższych pyszności. Garstka tu, garstka tam, jakaś przekąska – oczywiście w ilościach dostosowanych do gramatury koteczka. Sprawa nieco komplikuje się, gdy ot jest wychodzący i nadmiar kalorii może upolować sam. Pozostaje modlić się, że polując trochę je wybiega ;)
- Jeśli karmicie kota Puriną czy innym Whiskasem, to z tego co wiem, robione są też wersje dla kotów z problemem z nadwagą. Znawcy pewnie wiedzą, o co chodzi. Zagorzali zwolennicy czystożerczości pewnie na ten punkt się obruszą, bo przecież jedzenie dla zwierza powinno się robić samodzielnie, ale ja niekoniecznie podzielam ten pogląd. Mój kot na przykład, w związku z problemami z kamieniami w przewodzie moczowym, może jeść tylko specjalną karmę weterynaryjną i chyba bym osiwiała od kombinowania ze składem takiego pokarmu.
- Uodpornijcie się na spojrzenie a’la kot ze Shreka, którym Wasz pupil próbuje wydębić nieco jedzenia. To mistrzowie manipulacji.
- Punkt najważniejszy. Nie wozimy kota na wakacje do „dziadków” ! Tak, jak rodzice waszych pociech rozpuszczają je jak dziadowski bicz, tak mogą rozpuścić Waszego kota. Mój, mimo moich odwiecznych próśb, zawsze wracając od moich rodziców zyskuje na puchatości i dodaje mi parę kilo do bagażu ;)
Podchodząc do tematu bardziej poważnie – wg danych z roku
2015, połowa kotów w Polsce ma większą czy mniejszą nadwagę a aż 13% jest
otyłych. Nie tylko utrudnia to ich poruszanie się, zmniejsza komfort życia, ale
również grozi poważnymi konsekwencjami dla zdrowia mruczków – narażamy je w ten
sposób np. na cukrzycę, niewydolność narządów, problem z oddychaniem czy ze stawami, a co gorsza – otyłe koty żyją
krócej. Chodzi przecież o to, by były zdrowe i szczęśliwe, a przekarmiane na
pewno takie nie będą. To nie jest proces łatwy (nawiązując do tematu postu,
który jest nieco z czapy – wytresowanie smoka jest łatwiejsze :P ), na pewno
narazicie się na kilka znamiennych fochów i ban na głaskanie, to jednak warto
podjąć jakieś próby, by ukochany mruczek pozostał członkiem naszej większej czy
mniejszej rodziny jak najdłużej…
* Post o takiej właśnie tematyce, w tym tonie, chodził mi po
głowie od kilkunastu dni. Los lubi być przewrotny, wczoraj usłyszałam „Jezu, jak Wtorek schudł, czy Ty musisz głodzić tego kota jak redukujesz?!” :D Obrońcom
Praw Kota uściślam: Wtorek je więcej niż wcześniej, nie wiem, może metabolizm
mu przyspieszył. Na moje oko nie schudł, dalej nieźle ciąży, gdy w nocy
stwierdza, że świetnie sprawdzam się jako legowisko…
** A tu dopisek mniej humorystyczny i bardziej z życia
wzięty. Dzieci obserwują i naśladują w ten sposób nie tylko rodziców, ale i
rodzeństwo. Kiedy miałam lat kilkanaście i wpadłam w pierwsze sidła diet
głodówkowych, byłam przerażona, gdy moja 8 lat młodsza siostra nagle odmówiła
zjedzenia normalnego śniadania i postanowiła zjeść marchewkę z połową kromki
chleba z masłem – bo Iza tak je. Dzieci czerpią wzorce ze swojego najbliższego
otoczenia – starajmy się zatem, by ich dzieciństwo było zdrowe, aktywne i radosne,
a nie spaczone…
*** Obiecuję, że następne posty będą zdecydowanie bardziej
fitnessowe ;)
Świetny post ;) Poczytałam też kilka wcześniejszych i bardzo spodobał mi się ten blog, a szukałam długo o takiej tematyce :)
OdpowiedzUsuńDodaję do obserwowanych i zapraszam do mnie:
onlymomcanjudge.blogspot.com
;*
Dziękuję za miłe słowa i zapraszam jak najczęściej :)
Usuń