niedziela, 29 marca 2015

Redukcyjne fronty. Opowieści z pola bitwy.

Joł!

Ponieważ ostatnio z rzadka wyżywam się werbalnie, postanowiłam dzisiaj nadrobić. Moje napisane w zamierzchłej przeszłości posty, które przechowywałam starannie na pendrive poszły się.. ekhm, brzydkie słowo mi się nasuwa, ale powiem, że spoczęły w postowym niebie wraz z owym pendrivem, który po latach żywotności i wielkich przeżyć płynie teraz w Hadesowym ścieku. Mówi się trudno, tworzy się dalej, czerpiąc inspirację z teraźniejszości. Teraźniejszość ma, jak już wiecie, zaczyna się na literkę R. Redukcja.
Musicie wiedzieć, że jeśli jesteście osobami opisującymi swoją bardziej lub mniej fitnessową ścieżkę w internetach i wplączecie w to słowo redukcja, w dodatku zrobicie to w czasie, gdy wszystkim sezonowcom masowo wykupującym karnety w styczniu przypomni się, że jest już marzec - to możecie liczyć na falę ogromnego zainteresowania.

Primo. Przechodząc na redukcję, nagle stajesz się alfą i omegą, bo jesteś już prawie na tej lepszej stronie tęczy. Nawet jeśli wędrujesz dopiero od trzech tygodni a najradośniej na redukowanie reaguje Twój i tak wątły biust oraz kościotrupie ręce.


Dostajesz też miliony pytań o rozkład makroskładników, treningów i odpowiedź "każdy organizm reaguje inaczej i nie możesz się mną sugerować" kwitowana jest wielkim fochem. Ludzie z ciekawością zerkają na Twoje pudełka, podpytują jak spalić tłuszcz tylko z brzucha (seriously - gdyby można tak było, naprawdę sądzicie, że narażałabym cycki? ;) ).

Foch, tak swoją drogą zdarzył mi się znamienny i ostatnio. Napisało do mnie dziewczę, młodsze ode mnie z pół dekady, szczupłe choć nie chude, na moje oko parę tygodni z ciężarami zrobiłoby z niej cukiereczka pierwszej klasy. No ale, jako, że redukuję a Cukiereczek też chciała redukować, napisała do mnie maila z prośbą o przyzwolenie na jej genialny plan. Bo ona sobie tak myśli, że niby te kopenhaskie niezdrowe, ale przecież jakoś tam odchudzają, więc ona by sobie tą kopenhaską zrobiła a później przeszła na normalne, zdrowe odżywianie i co ja o tym sądzę. Kambiodolor sądzę, drogi Cukiereczku, miałam ochotę odpisać. Ale odpisałam grzecznie, że to pomysł równie dobry jak mój start w X-Factor, wyłuszczając te same argumenty, co zwykle. Dziewczę odpisało. Cytuję. "Acha, no spox". Koniec cytatu.
Chyba poniosłam edukacyjną porażkę...

Secundo. Przyzwyczaj się do pytań w stylu "nie nudzi Ci się takie szykowanie pudełek?", "ale w święta to pewnie bez diety" tudzież "kiedy będziesz mogła pić alkohol?". Przygotuj sobie zestaw odpowiedzi i udzielaj ich radośnie. Nie, nie nudzi mi się-  wręcz przeciwnie, mam lepszą organizację czasu i żyję nieco oszczędniej. W święta nie cheatuję, bo pierwszy cheat przewidziałam dopiero po miesiącu (co wypada tydzień po świętach). Wino pewnie po redukcji, póki co nie jest mi potrzebne. Jak mam ochotę na kieliszkowe picie, nalewam sobie do kieliszka wody. Wtorek korzysta.



Tertio. Sytuacja nieco odwrotna do tej w primopunkcie. Wszyscy inni są alfami i omegami i czują ogromną potrzebę dzielenia się posiadaną wiedzą. Dostajesz mnóstwo rad i wskazówek. Najczęściej popartych niezbitymi dowodami naukowymi w postaci "w internetach było". Okazuje się, że jesz za dużo tłuszczu, prawie nie jesz tłuszczu, wpieprzasz węgle jak warchlak podgrzybki a białko to kiepski żart, trzeba dziennie zjadać co najmniej półtora kury. Albo pół wspomnianego warchlaka, wtedy jednak można liczyć się z tym, że po dwóch kęsach  tętnice się zatkają i nastąpi śmierć przez cholesterol.

No i zdaniem kilku znajomych jesteś już stanowczo za chuda (-y) i musisz nabrać nieco ciała (:*** - mimo stanowczego "nieprawda!" zawsze trochę się z takich rzeczy cieszę wiadomo :P ). A że wstyd Ci ubrać bikini przez termoizolację na brzuchu? Wymyślasz! Poza tym do lata przecież tyle czasu, zdążysz zrzucić. To jak? Bezę? Cukiereczka?
Część znajomych, nie wiem skąd to się w nich bierze, zwłaszcza, że odzywają się zwłaszcza Ci, z którymi łączy Cię zamierzchła przeszłość, nagle zwierza Ci się ze swoich wymówek (bo tych, którzy piszą o swoich sukcesach nad niechcemisiami proszę o więcej! Miód na serce :) ).  Że w sumie to by mogli, ale siłownia daleko, zimno jeszcze więc bieganie odpada, poza tym kolana bolą (99% wymówkowiczów ma problemy z kolanami) a na marsze przecież szkoda czasu. Że na granie/ leżenie przed TV/ wyjście na piwo jest czas? No ja to się już tak czepiam, w końcu jakieś przyjemności trzeba mieć! A ćwiczenia to koszmar! I dałabym w końcu spokój z tymi interwałami!

A ja, biorę to wszystko na moją coraz bardziej ususzoną na rodzyny klatę i cierpliwie przeczekuję, odpisuję, tłumaczę między jednym pudełkiem a drugim. W końcu każdy jest kowalem swojego losu,  jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz a spanie to mi ostatnio akurat wchodzi bardzo dobrze. Polecam serdecznie :)

Zobacz również: Redukcja na start  |  Bieg na 6 łap - po raz pierwszy we Wrocławiu  |  50 twarzy Izoldy

10 komentarzy:

  1. Jak warchlak podgrzybki <3

    OdpowiedzUsuń
  2. ojj, ja tam redukcję średnio lubię, wolę..masę! :D ale trzeba to trzeba

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi się jak dotąd jednak nawet podoba - aczkolwiek masa to będzie poezja... Tym bardziej, że budowa mięśniorów musi być później grana :D

      Usuń
  3. Swietny post :). Ze znajomymi mam to samo... Juz przesadzasz, jestes za chuda itp. Moje ramiona i cycki tez wysuszone :P. A opoka dalej walczy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale kiedyś musi ustąpić, wysuszonego już organizm nie zaciągnie - przynajmniej tak sobie cały czas powtarzam ;)
      I dziękuję! :)

      Usuń
  4. a pochwaliłaby się Pani jaktam jej na tej redukcji idzie? rezultaty jakieś widać po tych 3 tygodniach? Ja się toże za swe wyhodowane sadełko biorę (tak, tak - się i mi gorsze dni - Tobie podobne trafiły, i wzrost wagi - wcale nie delikatny! spowodowały) :( @ o Alberta napisany, teraz czekam na rozwój wydarzeń i proszę o kciukasy, bo że za Ciebie trzymam to wiadomo.
    Pisze to ja.
    No.Excuses [a może już nie takie "no"? :) ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A już się martwiłam, że się Pani na internety obraziła foreva! ;)
      Idzie dobrze - centymetry lecą na szczęście nie tylko z biustu, inne części ciała też tracą. Waga sinusoidalnie, acz na minusie - ważę się w sumie bardziej kontrolnie i pierwszy raz od października, kiedy to z ustrojstwem ważącym wzięłam rozwód. Czuję się dużo lepiej, niż kilka tygodni temu, lepiej sypiam, łatwiej panować nad łakomstwem i wielkością porcji. Z brzucha idzie topornie, ale to moja najtrudniejsza partia, hodowałam ją kilka dekad, więc w trzy tygodnie trudno się spodziewać kaloryfera ;)
      Zatem,ekhm, dupa w troki, wdrażamy te "no" do excusesów i jasna sprawa, że kciukasy będą trzymane! Od razu są, żeby nie było :)

      Usuń
    2. napisałam odpowiedź i mi ją zjadło :( buuuu! w każdym razie dziękować i wiedz, że cieszy mnie bardzo to co piszesz. Nie ma innej opcji niż wygrana!

      Usuń
  5. Ha! Wszystko to znam z autopsji. Łącznie z "Przecież jesteś chuda, zjedz ciasteczka, dla Ciebie kupiłam" słyszane od babci przy każdej okazji :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Słodki koteczek. Miau :)
    Pozdrawiam :)
    http://fit-healthylife.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń