Myśl
o prawdziwej, przemyślanej i poukładanej redukcji nie naszła mnie
nagle, pojawiała się w mojej brąz głowie już od jakiegoś czasu.
Odkładałam ją, ciągle próbując osiągnąć cel na własną
rękę. Niemniej, jak już wspomniałam tu (<- klik ) moim życiem
ostatnio rządził chaos i nie potrafiłam sama sobie z nim poradzić.
O ile innym w kwestiach treningowych i żywieniowych doradzam w pełni
rozsądnie, o tyle samej siebie nie potrafiłam przestawić na
właściwe tory. Co ciekawe, już po samej analizie obecnego planu
żywieniowego i treningowego mogę powiedzieć co było nie tak. Ale
po kolei.
Motywacja.
Do
redukcji skłoniło mnie kilka rzeczy.
Najbardziej
oczywistą jest oczywiście fakt, że chciałabym mieć ładniejsze,
zgrabniejsze ciało z mniejszą ilością tkanki tłuszczowej. Czuć
się lepiej patrząc w lustro i być swoją (a może i czyjąś? :) )
motywacją. Co prawda wiele osób mówi mi, że dzięki mojej zajawce
na ćwiczenia i dużo zielonego, zaczęło się więcej ruszać i
jeść zdrowiej, i to mnie cieszy. Ale takie ciało, kiedy do
selficzka podnoszę koszulinę pokazując oponę bardziej letnią,
niż zimową, wciąż jeszcze jest gdzieś tam (czyli w niedalekiej
przyszłości :) ).
Druga
sprawa to kwestia ogarnięcia wspomnianego wcześniej chaosu.
Posiadanie planu i odhaczanie kolejnych jego punktów bardzo mi to
ułatwia. Jestem mniej rozedrgana i o dziwo, łatwiej przychodzi mi
kontrolowanie emocji. Wszelkie negatywne myśli staram się przekuć
na lepsze lub po prostu zająć się czymś innym. Układam się od
nowa, czuję się podekscytowana czekającymi mnie zmianami - a o to
właśnie chodziło.
No
i rzecz trzecia. Kojarzycie ten cytat, "When they say you can't,
then you have to" ?
To
jest właśnie rzecz w tym guście. Poniższy cytat napisał ktoś..
no, ktoś. Kto, jak podejrzewam, czyta. To nie było wymierzone we
mnie i nie miało wydźwięku negatywnego w tej osoby intencji. A
mimo to, zmotywowało.
"Jesteś ładna. Nie jesteś i nie będziesz modelką na wybiegu. Twoje ciało nie jest doskonałe, choć Twoja praca nad nim jest niewiarygodna, imponująca to obawiam się, że nigdy nie osiągniesz zadowalających Cię efektów. Wiesz czemu tak jest? Nikt nie wie, ale tak skonstruowany jest człowiek. Dlaczego anorektyczki twierdzą, że są grube? Dlaczego ludzie bogaci nie potrafią powiedzieć dość, więcej nie potrzebuję, dam zarobić innym? Właśnie dlatego, że jesteśmy broken, popsuci, niedoskonali. Pamiętaj o tym, łap się tej myśli, oswój się z nią. To tak bardzo ważne w życiu."
Nie
zamierzam być doskonała, nie zamierzam być modelką z wybiegów.
Ale zamierzam osiągnąć satysfakcjonujące mnie efekty. Czuć się
dumna i zadowolona. Udowodnić. Tobie, sobie... Mam nadzieję, że
zamiast powątpiewać, będziesz trzymać kciuki?
Kto,
co, jak?
No
oczywiście, że Albert Kośmider (chyba zaczniesz być oficjalnym
trenerem naszej blogosfery ;) ). Rezultaty zmagań jego
podopiecznych, jak i sama osoba Alberta wydawała mi się
wystarczającą rekomendacją, by zwrócić się właśnie do niego.
Albi odpisuje szybko, konkretnie, cierpliwie rozwiewa wątpliwości i
odpowiada nawet na najgłupsze pytania. Dostałam od niego plany i
garść pożytecznych wskazówek - które były odświeżeniem
posiadanej już wiedzy, ale bardzo przydatnym i uzupełniającym
pewne wiedzowe niedobory.
Pierwsze
wrażenie? Jezu, jak dużo węgli! :)
Faktem
jest, że węgli unikałam jak ognia, ograniczając je do minimum i
to był pierwszy mój błąd. Unikałam bowiem właśnie tego ognia,
który chcąc nie chcąc, pomagać ma w spaleniu tłuszczyku.
Jak
już wspomniałam w poście o byciu wiecznym odśrodkowym grubasem,
nie jadłam niezdrowo, ale jadłam zbyt duże porcje, co widzę teraz
jeszcze bardziej. Śniadania mam co prawda obecnie iście królewskie
ale już kolejne posiłki są mniejsze (z naprawdę maleńką
kolacją). Miałam ogromne obawy co do tego, czy nie będę chodziła
głodna (bo, jak to mawia kolega Wojcieszek, ja zwykłam jeść DUŻO.
Zielonego, zdrowego, ale DUŻO). Tu jem zielonego mniej, generalnie
warzywa z lodówki wystarczają mi na znacznie dłużej, ale dzięki
odpowiedniemu rozmieszczeniu makroskladników, nie ssie mnie w dołku
i nawet po minikolacji czuję się syta.
Kolejnym
błędem, który popełniałam, było zdecydowane przeładowanie
treningów z niedostateczną regeneracją. Każdy trening mocno
nadwyręża nie tylko mięśnie, ale również układ nerwowy. Gdy
porównuję plan od Alberta i swoje wcześniejsze treningi, widzę, że nie dawałam sobie szans na właściwą regenerację (i tu znów
wychodzi z worka, że na innych krzyczę, gdy jest za dużo i za
intensywnie, a sama nie potrafiłam nacisnąć "stop", bo
musiało być zawsze na maxa, do totalnego odlotu). Co
prawda na chwilę obecną nie wiem jeszcze, jak na zaproponowany plan
zareaguje moje ciało, ale póki co - podporządkowuję się bez
marudzenia. Albert wie, co robi, a ja uciszam ten głosik w głowie,
każący mi pocisnąć coś więcej- podokładać ćwiczeń, minut,
tabat. Grzecznie robię to, co mam w rozpisce.
Co
zdecydowanie robiłam dobrze? Jadłam regularnie (może właśnie
dzięki temu, że zazwyczaj pilnowałam godzin posiłków, teraz
nie jest to wielkim problemem), używałam właściwych przypraw
(bazylia, oregano, chilli, cynamon) oraz, z czym mnóstwo osób ma
problem, zawsze piłam duuuuuużo wody i herbat (zielonych,
czerwonych, białych i ziołowych; unikam czarnych, stricte owocowe
piję również sporadycznie).
Efekty
No,
po pierwszych paru dniach ciężko mówić o efektach ;)
Na
pewno jednak dużo lepiej się czuję, głównie psychicznie. Nie
chodzę głodna, więc i humor dopisuje (pomimo paskudnego kaszlu i
lekkiego zakatarzenia, więc podejrzewam, że gdy wyzdrowieję,
zaczniecie na mój widok rzygać tęczą). Redukcję rozpoczęliśmy
całkiem wysokim progiem kalorycznym, zatem w razie czego będzie z
czego ciąć.
I
szaleńczo podoba mi sie szykowanie pudełek na kolejne dni.
Szczerze! Jaka to jest oszczędność czasu! Przygotowanie posiłków
na dwa dni zajmuje około godziny. Wszystko jest dokładnie
odmierzone, odważone, spakowane do pudeł i wystarczy sięgnąć do
lodówki, zerkając na odpowiedni numerek.
Nie
ciągnie mnie do słodyczy ani przegryzania (no dobra, słodycze i
tak jadłam głównie przy okazji wizyt u rodziców, więc rzadko,
ale masło orzechowe, same orzechy i kabanosy to już zupełnie inna
bajka; na szczęście orzechy mam we właściwej ilości w rozpisce a
na kabanosy i masło po prostu nie patrzę :P ).
Jestem
dobrej myśli i oczywiście, będę apdejtować sytuację. Jestem
pewna, że efekty będą - bo i ja zmotywowana, i Alberta zawieść
nie mogę, no i mam coś do udowodnienia...
Formo
życia, nadchodzę! :D
PS.
Jedną z fraz kluczowych, po którym ktoś trafił na mego skromnego
bloga, jest "bieganie wzdyma". Ale, że... co?! :D
Zobacz również: Bieg na 6 łap - pierwszy raz we Wrocławiu | Co z tym cardio? | Ale w koło jest wesoło!
Kabanosy są strasznie podstępne ;) też staram się na nie nie patrzeć, ale czasami tak bardzo kuszą :P
OdpowiedzUsuńOj tak, zwłaszcza myśliwskie. Mniam ;)
Usuńżyczę powodzenia! mało kto lubi redukcję :P
OdpowiedzUsuńDziękuję! :) Mi się nawet podoba ;P
UsuńDo boju dziewczyno! Trzymam kciuki i jak coś to pisz do mnie na PRIV - będziemy kombinowali :)
OdpowiedzUsuńTrzymaj, trzymaj, przydadzą się jak przyjdzie pierwszy kryzys ;)
UsuńDużo węglowodanów ile to jest? Czy możesz podać % BTW?
OdpowiedzUsuńSą to wartości na kilogram masy ciała, a to już tajemnica :) Pozdrawiam :)
UsuńJak powiedział Albert ;)
UsuńPonadto ich jest dużo w porównaniu z tym, co serwowałam sobie wcześniej. Wszystko jest kwestią punktu odniesienia :)
Najważniejsze, że udało się wyłapać błedy. Głód niestety niweczy nawet najbardziej waleczne wysiłki. Trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńDziękuję! :D Dobrze, że nie jestem na tej redu głodna, więc jets szansa, że się nic nie zniewczy :)
UsuńPowodzenia! :) Redukujemy razem :D U mnie 3 tydzień dobiega końca :*
OdpowiedzUsuńDobrze, że nie jestem z tym sama :D
UsuńRównież powodzenia :*
Mam ochotę na herbate
OdpowiedzUsuńZielona z dmuchanym ryżem - polecam! :)
UsuńPiszesz, że zmniejszyłaś teraz liczbę treningów, tzn do ilu konkretnie?
OdpowiedzUsuń5. Wcześniej było podobnie, 5-8, ale zmieniła się raczej ich struktura i czas jaki na nie poświęcam. Wysiłek wkładany w ćwiczenia jest adekwatny do czasu, jaki potrzebny jest na regenerację, co wcześniej dość mocno kulało.
UsuńZawsze będę trzymał za Ciebie kciuki
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci. To wiele dla mnie znaczy.
Usuń