Zaczynając trening jestem jak gwiazda filmowa - nieskalane lico, kolorowe ciuszki i świeży zapach antyperspirantu adidas. Cud miód i orzeszki. Kończąc trening wywołuję powszechne skojarzenia z jaskiniowcem, niestety, nie w wersji "za włosy i do jaskini". Jestem zlana potem, śmierdzę i.. czuję się bosko. Muchy też tak twierdzą :P To trochę sprzeczne z teorią, że kobieta czuje się najseksowniejsza w pończochach, szpilkach i małej czarnej ;) Ale żeby dobrze wyglądać w pończochach, szpilkach i małej czarnej, należy jednak przez jakiś czas powyglądać brzydko...
Jeśli pod koniec treningu wyglądam nadal pięknie i świeżo (hmm.. nie pamiętam kiedy tak ostatnio było ;) ), to znaczy, że ćwiczyłam za słabo. Lubie czuć płonące mięśnie, drżące uda (tak, to uczucie jest miłe w różnych okolicznościach przyrody) i ze świadomością, że robię coś dobrego dla swojego ciała.
Przejdę do rzeczy.
Wiele osób zarzuca blogerom fitnessowym, że są puści, próżni i przykładają nadmierną wagę do ciała, które przecież jest tylko opakowaniem. Oczywiście, nie zgadzam się!
1) Ciało nie jest tylko opakowaniem. Jest AŻ opakowaniem, które powinno nam posłużyć długie lata. Sami możecie wybrać, czy w przyszłości wolicie spędzać czas na rowerze z wnukami, czy odwiedzając kolejnych specjalistów od zatkanych tętnic, nadciśnienia i bolących stawów. Owszem, nie wszystkiemu da się zapobiec - ale chyba warto próbować?
2) Osoba, która naprawdę jara się fitnessem nigdy nie powie, że wygląd jest najważniejszy. Ba! Nie powie, że ciało jest najważniejsze. Powie za to, że odchudzanie/dbanie o siebie/zdrowy styl życia, tak naprawdę zaczyna się w głowie. Że sukces jest kwestią nastawienia, że trzeba pokochać siebie, zmienić podejście do wielu spraw. I że kwintesencją tego wszystkiego jest dobre samopoczucie, nie tylko płaski brzuch i tyłek Mel Gibsona.
3) Tak naprawdę tego typu gderanie uprawiają głównie te osoby, które migają się od sportu. Którym kanapowo-macdonaldsowy styl życia sprawia przyjemność. Jak kto woli, dla mnie to przyjemność wątpliwa. Jak mam problem, to wolę pójść pobiegać niż wciskać w siebie kolejne porcje tortu. Wychodzę jednak z założenia, że nic na siłę - wierzę jednak, że świadomość korzyści, jakie niesie ze sobą zdrowe, nieprzetworzone jedzenie oraz codzienna dawka ruchu w końcu dotrze do wszystkich niedowiarków...
Jedna z moich przyjaciółek ma figurę supermodelki. Gdybym znała ją mniej, podejrzewałabym, że je na obiad listek sałaty i ma wyrzuty sumienia z powodu każdego jogurtu. A tymczasem - je, i to wcale nie jak wróbelek ;) Oczywiście, moja wnikliwa analiza pozwoliła mi stwierdzić, że JEST WINNA tej pięknej sylwetce :P Jako nastolatka dużo się ruszała. Pije dużo wody, lubi jedzenie DOBRE, je sporo białka... Ma pasje, które nie polegają na przerzucaniu kanałów w tv. Jest wulkanem pozytywnej energii, pewności siebie i świadomie osiąga wyznaczone cele. Ku mojej ogromnej radości, w ostatnich miesiącach sporo biega, ćwiczy.. i robi to nie dlatego, żeby schudnąć bądź się rzeźbić - robi to, bo wie, że to jest dobre dla jej ciała i fantastycznie wpływa na samopoczucie. Dba o siebie, więc korzysta i z tego narzędzia. I jestem z niej szalenie dumna, bo jest żywym dowodem na to, że nie tylko o odchudzanie w tym wszystkim chodzi :)
ojj zgadzam się z Tobą w 100% :) wkurzają mnie ludzie, którzy są po prostu od zawsze szczupli i traktują swoje ciało jak śmietnik, bo nie tyją, to i po co o siebie dbać ?
OdpowiedzUsuńDlatego właśnie takie osoby, jak moja A. są bardzo dobrym wzorem do naśladowania :)
Usuń