Jestę blogerkom, więc na moim blogu mogę sobie zamieszczać
co chcę. Obrazki też. Mądrości prawić będę później, bo pomysłów jest kilka i
piętrzą się w folderze „posty do napisania” mniej więcej w ilości, w jakim
każdy inny człowiek ma „Pliki do uporządkowania”. Nie, żebym nie była normalna,
przyjdzie taki dzień, że odgruzuję komputer… ;)
Dzisiaj postanowiłam Was zamęczyć treścią pod tytułem „moje
fantastyczne życie” (no i proszę, jeden poscik a już tematykę „życie prywatne
obcych ludzi” można odhaczyć i zostawić Pudelka* na jutro- będzie więcej do
czytania, może nawet napiszą coś o pomyśle wystawienia na allegro zużytego
pampersa Royal Baby. W końcu powietrze, którym oddychał Justin Bieber też ktoś
próbował opchnąć)**
Do rzeczy, bo treści się zbiera a obiecałam obrazki.
Chociaż! W sumie wszystko jest z okolic weekendu, a w weekend się człowiek
relaksuje. Poranek niedzielny był dla mnie stricte nierelaksujący, bowiem
znalazłam w łóżku mężczyznę – i to nie jest opowieść z cyklu przywlokłam sobie
coś z imprezy – mężczyzna wtargnął, gdy akurat gulgałam radośnie pod prysznicem,
a wyrzucany z łóżka stanowczo odmawiał zmiany lokalizacji. Historia skończyła
się dobrze, ja odzyskałam łóżko, on w mych oczach godności nie zyska nigdy.
Happy End. Zanim jednak nastał pokój na świecie, a mężczyzna poszedł spać pod
lodówką, musiałam zjeść jakieś śniadanie! Pora podchodziła już w sumie pod
południe, wybrałam więc Pizza Hut ze względu na bar sałatkowy.
Odkryłam tam wspomnianą już na fejsbuku lemoniadę arbuzową i odtąd świat już
nie jest taki sam…
Obłęd! Jak będziecie kiedyś mieli okazję, spróbujcie. Albo
zróbcie sami, wtedy można bez zbędnego cukru
będzie naprawdę FIT :)
Sałatki też pycha, jako, że był to mój pierwszy posiłek, nie pożałowałam sobie
niczego. Głównie warzyw :P, ale feta też w pierwszej porcyjce była :)
Ponieważ obawy mną targały ogromne przed powrotem w me
progi, poszłam jeszcze popatrzeć na kaczki na Moczydle. Upał był, więc skryłam
się w cieniu. Telefon mi padał, więc odłożyłam słuchawki do torby i słuchałam
radosnych krzyków babć i łaskawych komplementów okolicznej żulerii na temat
długości nóg. Nie, żeby oryginalnie, ale zawsze to miło tak sobie ego
połaskotać. Na żuli i budowlańców zawsze można liczyć!
Przy okazji (to nie wyrwane z kontekstu, oprócz patrzenia w kaczki nadrabiałam prasówkę), polecam artykuły z zeszłotygodniowej
„Polityki”, zwłaszcza te o Eko-Żywności i samotności, niekoniecznie tej w
sieci. Jako singielka pod trzydziestkę (no dobra, jeszcze do trzech dych troche, ale już z górki. Smuteczek :( ) czuję się mocno zaniepokojona, ze o mnie
piszą w gazecie ;) (tzn. nie personalnie o mnie, ale prawie jak bym czytała
„Izolda, społeczeństwo się niecierpliwi, mama się niecierpliwi, musisz w końcu
przestać wybrzydzać”. Nie do pomyślenia.
Zdjęcie pochodzi z Pikseli
Potem pomyślałam, że może właśnie mężczyzna w łóżku był
znakiem od losu i faktycznie wybrednością grzeszę (nie oszukujmy się,
muskularnemu brunetowi jeszcze bym zrobiła jajecznicę :P). Pognałam więc do
domu, mężczyzny (chuderlawy blondas) już nie było. Demyt. Z tej rozpaczy
pogrążyłam się w jedynym słusznym sposobie na smuteczki. Trening J Miało być spokojne,
skończyło się jak zwykle. HIIT i wszystko wraca do normy, nie potrzeba męża ;)
Na pocieszenie przygotowałam sobie sałatkę owocową na następny dzień
(no i kawałek tego, nie wytrzymałam). Przepis: arbuz, borówki, nektarynka, jabłko, banan, kiwi. Generalnie rekomenduję: wrzucać to sie da, byle nie gumowce ;)
Tak powstał Chocapic.
Ot, znój dnia weekendowego, i tak lepszy niż wczorajsze 14,5h pracy. Na relaks
było Turbo, za które bardzo przepraszam sąsiadów na dole, ale nie oszukujmy się
– to się jeszcze kiedyś powtórzy ;)
Odbiór!
*A propos Pudelkowych wieści! Jakby ktoś z Was miał dojścia do Maćka Stuhra, to powiedzcie mu, żem chetna do pocieszania jakby co. Maciek Ajlawju :)
*"Z lewego
źródła mam 10 woreczków powietrza, którym oddychał Ryan Gossling. Cena
wywoławcza za jeden woreczek: 1000 zł (tanioszka, nie?). Kupie sobie wypasiony
rower J
ps właśnie czytam jego zbiór felietonów z Zwierciadła wydanych w postaci książki....ale wiesz..on jest cherlawym blondynem :-)@neta
OdpowiedzUsuńja bym była chętna na ten woreczek...wszak papieros dawno zgasł, a żyć czymś trzeba ;P
OdpowiedzUsuńoj fajny był ten weekend chyba??:P:P
OdpowiedzUsuńlemoniada arbuzowa *.*
OdpowiedzUsuńArbuzowa lemoniada... Narobiłaś mi smaka!!
OdpowiedzUsuńArbuzową Lemioniadę polecam bardzo bardzo :) I cytrynową też (przepis: obieram cytrynę lub dwie, dodaję pół miksera lodu i wody mineralnej. Miksuję, gotowe ;) I pobudza trawienie!)
OdpowiedzUsuń@neta - Maciuś jest wyjątkiem potwierdzającym regułę!! :)
I weekend całkiem niezły był, przyznaję :)
Eweluś, woreczek przywiozę w niedzielę, wyskakuj z forsy!!! ;)
Cześć :)
OdpowiedzUsuńZe względu na tematykę Twojego bloga, chciałabym Cię zaprosić do udziału w dietetycznym konkursie z okazji urodzin mojego bloga :) http://redandpale.blox.pl/2013/07/Konkurs-6-te-urodziny-bloga.html
pozdrawiam :)
Daria