środa, 31 lipca 2013

Post Obrazowy czyli co tam Pani przy weekendzie.

(A propos tytułu - tak, wiem, ze jest środa!)

Jestę blogerkom, więc na moim blogu mogę sobie zamieszczać co chcę. Obrazki też. Mądrości prawić będę później, bo pomysłów jest kilka i piętrzą się w folderze „posty do napisania” mniej więcej w ilości, w jakim każdy inny człowiek ma „Pliki do uporządkowania”. Nie, żebym nie była normalna, przyjdzie taki dzień, że odgruzuję komputer… ;)
Dzisiaj postanowiłam Was zamęczyć treścią pod tytułem „moje fantastyczne życie” (no i proszę, jeden poscik a już tematykę „życie prywatne obcych ludzi” można odhaczyć i zostawić Pudelka* na jutro- będzie więcej do czytania, może nawet napiszą coś o pomyśle wystawienia na allegro zużytego pampersa Royal Baby. W końcu powietrze, którym oddychał Justin Bieber też ktoś próbował opchnąć)**
Do rzeczy, bo treści się zbiera a obiecałam obrazki. Chociaż! W sumie wszystko jest z okolic weekendu, a w weekend się człowiek relaksuje. Poranek niedzielny był dla mnie stricte nierelaksujący, bowiem znalazłam w łóżku mężczyznę – i to nie jest opowieść z cyklu przywlokłam sobie coś z imprezy – mężczyzna wtargnął, gdy akurat gulgałam radośnie pod prysznicem, a wyrzucany z łóżka stanowczo odmawiał zmiany lokalizacji. Historia skończyła się dobrze, ja odzyskałam łóżko, on w mych oczach godności nie zyska nigdy. Happy End. Zanim jednak nastał pokój na świecie, a mężczyzna poszedł spać pod lodówką, musiałam zjeść jakieś śniadanie! Pora podchodziła już w sumie pod południe, wybrałam więc Pizza Hut ze względu na bar sałatkowy.
Odkryłam tam wspomnianą już na fejsbuku lemoniadę arbuzową i odtąd świat już nie jest taki sam…

Arbuzada

Obłęd! Jak będziecie kiedyś mieli okazję, spróbujcie. Albo zróbcie sami, wtedy można bez zbędnego cukru  będzie naprawdę FIT :) Sałatki też pycha, jako, że był to mój pierwszy posiłek, nie pożałowałam sobie niczego. Głównie warzyw :P, ale feta też w pierwszej porcyjce była :)

Sałatka

Ponieważ obawy mną targały ogromne przed powrotem w me progi, poszłam jeszcze popatrzeć na kaczki na Moczydle. Upał był, więc skryłam się w cieniu. Telefon mi padał, więc odłożyłam słuchawki do torby i słuchałam radosnych krzyków babć i łaskawych komplementów okolicznej żulerii na temat długości nóg. Nie, żeby oryginalnie, ale zawsze to miło tak sobie ego połaskotać. Na żuli i budowlańców zawsze można liczyć!

Nogi na Moczydle


Przy okazji (to nie wyrwane z kontekstu, oprócz patrzenia w kaczki nadrabiałam prasówkę), polecam artykuły z zeszłotygodniowej „Polityki”, zwłaszcza te o Eko-Żywności i samotności, niekoniecznie tej w sieci. Jako singielka pod trzydziestkę (no dobra, jeszcze do trzech dych troche, ale już z górki. Smuteczek :( ) czuję się mocno zaniepokojona, ze o mnie piszą w gazecie ;) (tzn. nie personalnie o mnie, ale prawie jak bym czytała „Izolda, społeczeństwo się niecierpliwi, mama się niecierpliwi, musisz w końcu przestać wybrzydzać”. Nie do pomyślenia.

Zdjęcie pochodzi z Pikseli

Potem pomyślałam, że może właśnie mężczyzna w łóżku był znakiem od losu i faktycznie wybrednością grzeszę (nie oszukujmy się, muskularnemu brunetowi jeszcze bym zrobiła jajecznicę :P). Pognałam więc do domu, mężczyzny (chuderlawy blondas) już nie było. Demyt. Z tej rozpaczy pogrążyłam się w jedynym słusznym sposobie na smuteczki. Trening J Miało być spokojne, skończyło się jak zwykle. HIIT i wszystko wraca do normy, nie potrzeba męża ;)

Trening

Na pocieszenie przygotowałam sobie sałatkę owocową na następny dzień (no i kawałek tego, nie wytrzymałam). Przepis: arbuz, borówki, nektarynka, jabłko, banan, kiwi. Generalnie rekomenduję: wrzucać to sie da, byle nie gumowce ;) 

Owoce

Tak powstał Chocapic. Ot, znój dnia weekendowego, i tak lepszy niż wczorajsze 14,5h pracy. Na relaks było Turbo, za które bardzo przepraszam sąsiadów na dole, ale nie oszukujmy się – to się jeszcze kiedyś powtórzy ;)
Odbiór!

*A propos Pudelkowych wieści! Jakby ktoś z Was miał dojścia do Maćka Stuhra, to powiedzcie mu, żem chetna do pocieszania jakby co. Maciek Ajlawju :)
*"Z lewego źródła mam 10 woreczków powietrza, którym oddychał Ryan Gossling. Cena wywoławcza za jeden woreczek: 1000 zł (tanioszka, nie?). Kupie sobie wypasiony rower J

7 komentarzy:

  1. ps właśnie czytam jego zbiór felietonów z Zwierciadła wydanych w postaci książki....ale wiesz..on jest cherlawym blondynem :-)@neta

    OdpowiedzUsuń
  2. ja bym była chętna na ten woreczek...wszak papieros dawno zgasł, a żyć czymś trzeba ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. oj fajny był ten weekend chyba??:P:P

    OdpowiedzUsuń
  4. Arbuzowa lemoniada... Narobiłaś mi smaka!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Arbuzową Lemioniadę polecam bardzo bardzo :) I cytrynową też (przepis: obieram cytrynę lub dwie, dodaję pół miksera lodu i wody mineralnej. Miksuję, gotowe ;) I pobudza trawienie!)

    @neta - Maciuś jest wyjątkiem potwierdzającym regułę!! :)

    I weekend całkiem niezły był, przyznaję :)

    Eweluś, woreczek przywiozę w niedzielę, wyskakuj z forsy!!! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć :)
    Ze względu na tematykę Twojego bloga, chciałabym Cię zaprosić do udziału w dietetycznym konkursie z okazji urodzin mojego bloga :) http://redandpale.blox.pl/2013/07/Konkurs-6-te-urodziny-bloga.html
    pozdrawiam :)
    Daria

    OdpowiedzUsuń