wtorek, 6 sierpnia 2013

IG czyli Izolda Gawędzi

Gdy pierwszy raz usłyszałam „indeks glikemiczny”, pomyślałam, że to jakieś rififafa, wymyślili sobie jakieś utrudnienie by zatruwać ludziom życie. Niestety, im bardziej zgłębiałam się w temat, tym bardziej byłam przekonana, że rififfafa to ogromne fooopaaaaa  z mojej strony, a dowody naukowe niezbicie świadczą, że coś w tym IG jest.
Indeks Glikemiczny to nic innego, niż wskaźnik zawartości cukrów w danym produkcie spożywczym. Liczba, którą przypisuje się do danego produktu oznacza procent, o jaki wzrośnie poziom glukozy w naszej krwi, po zjedzeniu 50 gram danego posiłku (ja do tej pory nadążam, Wy też powinniście, hocki klocki zaczną się później). (O teraz :P ). Jeśli dany produkt ma IG równe  90 tzn., że po spożyciu 50 gram danego produktu, poziom glukozy wzrośnie o 90 procent w stosunku do tego jak po spożyciu 50 gram czystej glukozy. Pomijając cały proces tłumaczenia, co dzieje się w międzyczasie - suma sumarum zbyt wysokie stężenie cukru we krwi powoduje duży wyrzut insuliny, która spowalnia proces spalania tłuszczu i sprzyja magazynowaniu go w komórkach ciała. Ponadto produkty o wysokim IG zaostrzają apetyt, więc jemy częściej i tyjemy. Niski indeks glikemiczny z kolei powoduje mały wyrzut insuliny, w związku z czym dłużej jesteśmy syci, a jedzenie trawimy powoli i dokładnie.
Produkty spożywcze możemy podzielić na te, o wysokim IG (powyżej 75), IG średnim (50-75) oraz niskim (poniżej 50). Wpływ wysokiego IG neutralizuje błonnik (który spowalnia wchłanianie cukrów do krwioobiegu), ponoć dobrze wysokoindeksowe potrawy łączyć też z białkiem.


Tłumacząc cały powyższy wywód obrazkowo:


Tak czy inaczej skończycie na golasa w fikuśnym serduszku.

Zestawienie produktów z ich indeksem glikemiczny znajdziecie np. tutaj.
Oczywiście sam IG to nie wszystko.  Jak będziemy zjadać tabliczkę bardzo gorzkiej czekolady (IG 20), pogryzać majonezem (IG 0) i popijać butlą wytrawnego wina (IG 0), to nie schudniemy na pewno. Indeks glikemiczny dotyczy tylko węglowodanów a jedzenie składa się też z białek (te akurat są ok. J ) i podstępnych tłuszczy (które nie zawsze są ok). IG można stosować jako wskazówkę (marchew gotowana to IG 80, surowa zaledwie 30, prosty wniosek, wcinając surową dłużej będziemy najedzeni).
To teraz zostawiam Was z tymi rewelacjami i lecę ubolewać, że arbuz i kabaczek też mają IG jak stąd do kosmosu.
Żeby nam nie było za dobrze ; )
Ps. Pamiętajcie, żeby nawet w upał ruszyć tyłki i poćwiczyć!


2 komentarze:

  1. heh, IG nie jest dla mnie jakąś nowością, ale opis jest bardzo dowcipny i fajny - takie info zawsze dłużej zostaje w głowę. A kawałek "Tak czy inaczej skończycie na golasa w fikuśnym serduszku" rozwalił mnie totalnie:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że mogłam jakoś zadziałać na poprawę humoru ;) Polecam się na przyszłość :)

    OdpowiedzUsuń