W weekend ciocia Izolda pierwszy raz w życiu miała okazję
zrobić prawdziwy, zorganizowany trening
obwodowy (w wersji funkcjonalnej). Co prawda bardzo jej to przypominało jej własny trening- killer, z tym, że miało to
między poszczególnymi ćwiczeniami uspokajające cardio, no i jak to w klubie fitness, wykorzystywało więcej
sprzętu i nie była sama w tej słodkiej katordze, byli i pozostali członkowie
Drużyny Pierścienia.
Zaczęło się oczywiście od rozgrzewki. Pani prowadząca
energicznie kazała nam machać czym popadnie, oczywiście we właściwy sposób i w
odpowiedniej kolejności. Rozgrzewka jak rozgrzewka, nie wykończyła nas zbytnio,
więc patrzyliśmy na siebie spojrzeniami mówiącymi „i o co było tyle krzyku?”.
Krzyk zaczął się później, jak już zobaczyliśmy, co jest na której stacji. O ile
ćwiczenia na nogi (typu wbieganie na step czy włażenie na podest) to nie taki
znów problem, to ilość pompek mnie nie zachwyciła... a nie ma to tamto, jak się
robi to się robi, a jak się nie robi to pani krzyczy. Co gorsza, jak człowiek
ma słabą technikę to krzyczy również. Przysiad ze sztangą spoko, aczkolwiek
wtedy trudniej jest utrzymać kolana jak trzeba. Pompka odwrotna na triceps dała
mi po nosie ze względu na swoje tempo (pani krzyczała tempo, tempo, tempo, była
jak Jillian!) Było mi nieco szkoda, że trening skończył się dość szybko, ale
odczułam co trzeba. Całkiem nieźle jak na dzień regeneracji.. bo to właśnie
było w planie, ale znowu w życiu mi nie wyszło ;-)
Źródło zdjęcia: gruper.pl
Źródło zdjęcia: mewellness.com
Wiem, wiem, post jest z gatunku tych bardziej informacyjnych,
więc jeśli tu dotarliście, to na koniec anegdotka.
Popołudnie było prześliczne, słoneczko świeciło, człowiek po
dwóch dniach chłonięcia wiedzy i treningów czuł powera (zwłaszcza, jeśli
człowiek wypił wreszcie czarną ambrozję i zjadł sałatkę z grillowanym
kurczakiem, a w torebce miał skitrane 5 cheatmealowych cukierasków, hyhy) i
ogólną przychylność do świata. Jak się nietrudno domyśleć, w roli człowieka
występuję ja ;) Mijałam właśnie chłopca z pieskiem, a że odczuwałam wielką
sympatię dla dzieci, które chwilę przedtem koncertowo odśpiewały mi „Przybieżeli do Betlejem” (tak, jest
sierpień, ale dzieciaki miały dość kreatywny repertuar – potem polecało Ich
Troje), zagadałam do malca „Fajnego masz psa”. Chłopiec zsunął swoje
przeciwsłoneczne lenonki na czubek nosa, westchnął z takim politowaniem, że
jeszcze zanim cokolwiek powiedział wiedziałam, że oto stoi przed nim kretynka,
po czym rzekł: „To jest YORK”.
No tak... Powinnam była rozróżnić ;)
Źrodło zdjęcia: mojeulubionepsy.blox.pl
Zajrzyjcie i tutaj: Post na poważnie. Live your dream and share your passion | Keep Calm and stay motivated | She runs at night
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz