Jak widzicie, słowa nie zostały rzucone na wiatr, wracam z
kolejną porcją wiedzy - dla niektórych powtórkowej, dla niektórych odkrywczej. Jak
raz będzie bez lania wody, od razu przejdziemy do konkretów.
Zacznę może od tego, co oznaczał ów podział na dzień siły,
hipertrofii i wytrzymałości. Pradawne nauki siłowe głoszą, że liczba ma
znaczenie. Mięśnie lubią być stymulowane w różny sposób, ze względu na różne
proporcje włókien szybko i wolnokurczliwych. Bez względu na to, które w danym
mięśniu przeważają - warto stymulować je wszystkie, a przy okazji dać mięśniowi
bodziec zarówno do rośnięcia, jak i bycia zdolnym do targania coraz większych
ciężarów. Oczywiście trudno poświęcić trzy dni w tygodniu na samą pupę*, ale z
powodzeniem można wykonywać fbw z naciskiem na cztery litery, bądź split, ale
jednak zawsze z elementami poślada. Tych ćwiczeń, wbrew pozorom, nie musi być
wcale nie wiadomo jak wiele.
Tak więc siła -
duże ciężary, mała liczba powtórzeń (najczęściej 3-5). Duży ciężar oczywiście
dla każdego oznacza coś innego, bo często na siłowni widzę, ze na hip thrustach
rozgrzewam się ciężarem, którego inne dziewczęta nie tykają ALE nie pieścimy
się ze sobą. Ma być ciężko.
Hipertrofia -
ciężar jest ciut mniejszy, ze względu na większą ilość powtórzeń. Najczęściej 8
- 10, choć zdarza się i 12, to wszystko jest kwestią ćwiczenia.
No i wytrzymałość,
ciężary są w sumie najmniejsze (ale nie małe), zakres powtórzeń 15-20, fajnie
jeszcze połączyć ćwiczenia w superserie czy mini-obwody. Pali.
Odpowiednie ustawienie się do zdjęcia też robi robotę ;)
Przejdę teraz do mojego top 8 ćwiczeń na poślad, które
zaskoczeniem pewnie nie będą :)
Hip Thrusty,
czyli unoszenie bioder ze sztangą, z korpusem wspartym o ławkę. Nieco inną
odmianą jest Hip Bridge, obydwa lubię, jednak ze względu na lepsze czucie
poślada, wolę zdecydowanie te pierwsze. Jest to mój numer 1, który
praktykuję jak tylko się da. Opcje urozmaicenia: hip thrusty ze sztangą i mini
bandem oraz jednonóż. Te ostatnie wykonuję raczej bodyweightowo i najczęściej w
superserii z innym ćwiczeniem.
Deadlifty. Tu
stosuję trzy odmiany, które wyjątkowo dobrze mi „wchodzą” - na prostych nogach,
sumo oraz na jednej nodze (ze sztangą, kettlem, hantlem). Te ostatnie świetnie
zrobiły mi również na równowagę. Niekoniecznie psychiczną ;)
Przysiady. Których,
przyznam ze skruchą, obecnie nie wykonuję ze względu na podejrzane bóle w
okolicach kolana, ale do których bardzo chętnie wrócę - choćby dlatego, że
przysiad siłowo jest u mnie ćwiczeniem najsłabszym i szalenie mnie denerwuje,
że ćwiczę z tak śmiesznym ciężarem. Pfff. Oczywiście z dupką jak najniżej.
Fajnie sprawdzą się tu też goblety, mimo, że mocno angażują też czwórki, to
jednak swego czasu sporo mi dały w zakresie przysiadowej mobilności i
stabilizacji.
Odwodzenia.
Najczęściej z linką wyciągu, w różnych konfiguracjach (stojąc - w pochyleniu
tułowia na podłodze lub stepie, w klęku na ławce), z gumami oraz donkey kicksy.
Robione zwykle już po tych wielostawowych, na deser.
Wide stand good
morning, czyli dzień dobry w szerokim rozstawie nóg.
Wykroki i zakroki, te drugie najczęściej skrzyżne, choć również i zwykłe.
Unoszenie nóg z
piłką lub obciążeniem. Jeśli w wersji z piłką, przewieszam się jakby odwrotnie
przez ławkę do grzbietów i unoszę do góry piłkę gimnastyczną, tudzież leżąc na
brzuchu z biodrami opartymi na piłce unoszę hantel. W obu wersjach mocno czuć
poślad, ale od razu może zwrócę uwagę, by unosić piłkę /obciążenie nie jak
najwyżej w niebiosa, tylko na tyle, by mocno spiąć docelowe mięśnie
(bezsensowne machanie nie tylko nic nie da, ale poczujecie je w odcinku
lędźwiowym kręgosłupa).
Monster Walk. Z
gumą. Po prostu spróbujcie, na dobicie 😉
Oczywiście, to są wybrane pozycje, bo tak naprawdę jest ich
dużo, dużo więcej, co zapewne miłośniczki katowania tylnych partii wiedzą
bardzo dobrze. Niemniej, na mnie te właśnie ćwiczenia działają najlepiej, a ten
uczuć palenia jest czymś wspaniałym. Podkreślę jednak, żeby przed rozpoczęciem
ćwiczeń naprawdę poświęcić kilka jednostek treningowych na opanowanie podstaw.
*Choć przyznam, że obecnie lecąc podziałem lower - upper
body zdarza mi się owszem, zdarza mi się ;) Teraz jednak (jeszcze, wytrwale wciąż)
redukuję, więc pozwalam sobie na takie szaleństwa trochę bez ładu i składu,
natomiast gdy zacznie się okres budowy, prawdopodobnie powrócę do opisywanych
metod.
Och, jak ja nienawidzę wykroków/zakroków :P Niby staram się o technikę, ale zawsze i tak boli mnie przy nich coś, co boleć nie powinno :<
OdpowiedzUsuńDodałabym jeszcze ławeczkę rzymską. Przy odpowiednim trzymaniu pleców fajnie wchodzi w pośladki :)