O targach FIWE
słyszał chyba każdy zapaleniec fitnessu, więc jeśli jesteś w tym miejscu i
czytasz moją skromną relację, nie muszę Ci ich przedstawiać. Na swoim pierwszym
FIWE byłam 3 lata temu, jednakże bardziej służbowo i 90% czasu spędziłam w hali
ze sprzętem fitness.
Według planu wejściówkę miałam wygrać w rodzimej siłowni,
niestety okazało się, że dość mała ich pula była do rozdzielenia na kilkanaście
klubów w całej Polsce, więc mój skromny wynik choć drugi na siłce, z łatwością
został pobity gdzieś tam na Mazowszu (rzecz dotyczyła wiszenia na drążku). Dogadałam
się zatem z towarzyszem podróży i postanowiliśmy odwiedzić targi w sobotę.
Dojazd
Po godzinie 10 korek
w okolicach EXPO był większy, niż mój brzuch na solidnej masie. Żeby
znaleźć miejsce do zaparkowania, trzeba było albo cudu, albo jednak wybrania
się tam na 9 (ale o tej porze brałam rozbudzający prysznic przed kawą, więc ta
opcja zdecydowanie odpadła). Spędziliśmy więc urocze 40 minut w owym potężnym
korku, po czym zaparkowawszy gdzieś w równie solidnej kałuży, wybraliśmy się na
zwiedzanie FIWE.
Tłum
Ponieważ to nie był mój pierwszy raz, wiedziałam, jak się nastawić.
Przede wszystkim musicie wiedzieć, że tego typu wydarzenie u takiej osoby jak
ja, wymaga uruchomienia magazynowanej w brązowym tłuszczu cierpliwości - a więc
takiej porcji extra, na specjalne okazje, na codzień nie do ruszenia. Uczestnictwo
w takiej imprezie wymaga bowiem zmagania się z przedzieraniem przez tłumy, a ja
potrafię stracić równowagę psychiczną przechodząc przez centrum handlowe 😉
I tym razem rzesza ludzi odwiedzających budziła moją trwogę, jednakże w takim
tłumie czuję się zwykle nieco inaczej, niż w przypadku shoppingu. Mam bowiem
świadomość, że obecne tam osoby w większym lub mniejszym stopniu podzielają
moje zainteresowania i pasje, więc jest to swoisty katalizator tej awaryjnej
strefy Zen.
Stoiska
Jak zwykle dużo, jak zwykle urozmaicone, choć zabrakło kilku
wystawców, których do tej pory można było jednak na FIWE spotkać. Najmilej
wspominam Swedish Supplements -
oprócz degustacji białek itd., koło godziny 16 zaczęto wielkie rozdanie. W tłum
poleciała masa supli, shakerów, smyczy, pillboxów, koszulek, a także … coś co
złapałam chyba tylko ja, i co mnie mega uszczęśliwiło. Łup można zobaczyć na zdjęciu poniżej.
Dodam jeszcze jedno spostrzeżenie… Było kilka stoisk, które
nie przyciągały prawie żadnej uwagi. Małe, niepozorne, z kilkoma naburmuszonymi
osobami za ladą. Porównując to ze stoiskiem wspomnianym powyżej, stoiskiem All Nutrition czy Warszawskiego Koksu, to było jak niebo a ziemia. Były stoiska mało
znanych firm, które jednak zawsze miały koło siebie jakiś ludzi, bo obsługa
była miła, uśmiechnięta i życzliwa. Oczywiście, gwiazdy robią show, przyciągają
tłum, ale jeśli już płacisz kasę za wystawianie się na targach, to sprawdź,
kogo czynisz odpowiedzialnym za obsługę stoiska, bo w wypadku naburmuszonych
smutasów Twoja marka wiele traci.
Gwiazdy
Czyli znane w świecie fitnessu osobistości, których
oczywiście nie zabrakło, czy to przechadzających się w tłumie, czy przy
stoiskach. Bardzo cieszę się, że udało mi się cyknąć fotkę z Patrycją Zahorską,
jedną z moich ulubionych, polskich fitnessek - sympatyczna, wiecznie
uśmiechnięta, lekko szalona ;), śliczna i wysoka (przy większości znanych
bikiniar czuję się jednak jak Guliwer - dowód na kilku fotkach poniżej).
Patrycja Zahorska
Inez Gorońska
Gosia Flis
Kaja Soboń
Tomek Oświeciński
Kasia Dziurska
Miło było również zamienić kilka słów ze słodką Stephanie
Davis, która chyba dla każdego miała kilka życzliwych, ciepłych słów. O ile
jednak w zeszłym roku była na targach dość długo, w tym była dostępna w
określonych, dość krótkich godzinach.
Tradycyjnie ogromny tłum otaczał Akopa i Sylwię Szostaków i przyznaję, tu zabrakło mi cierpliwości. Oczywiście kilku osób, na których poznanie i wspólną fotkę
liczyłam, zabrakło, ale nie można mieć wszystkiego 😊
Niezmiernie żałuję, że nie udało mi się również zamienić paru słów z nikim z
naszej małej fit blogosfery.
Debiuty
Tej sekcji poświęcę najmniej uwagi, ponieważ zwyczajnie na
scenę patrzyłam sporadycznie. Niemniej gratuluję drugiego miejsca „naszej”
Oliwii Mojsiej 😊
Uwaga końcowa
Cóż, taka trochę gorzka refleksja na temat fit światka,
którą obserwuję na Instagramie, a tu miałam tego naoczny przykład. Niestety
wzorce, z których czerpią nie tylko młode osoby, zapatrzone w ten lifestyle są
coraz bardziej spaczone.
Młodzi chłopcy to „dziki”, ale coraz częściej idą w stronę
jak największej masy, największej pompy, zapominając o proporcjach. Nie
zrozumcie mnie źle, każdy ma swój gust i swoje podejście do estetyki, ale…
Sorry, większość takich sylwetek jest nie do osiągnięcia bez koksu, a skoro 19
- 24 latek ładuje w siebie tonę towaru, to a: nie chcę wiedzieć, jak będzie
wyglądał za parę lat, i b: jak będzie wyglądało jego zdrowie. A przecież posiada
jeszcze masę wysokiego testosteronu, młode, dobrze reagujące ciało, mógłby
wypracować świetną fit sylwetkę…
Podobnie jest w przypadku dziewcząt. Ilość silikonu na metr
kwadratowy przeraża. I tu znów mała dygresja, nie mam nic przeciwko poprawianiu
urody samemu w sobie, ale mam sporo przeciwko przesadzie w tym kierunku. Można
poprawić biust tak, by był duży, ale wciąż proporcjonalny do sylwetki. Ale
niestety, zarówno wśród dziewczyn startujących jak i tych biorących z nich przykład,
dużo jest wyznawczyń zasady „więcej znaczy lepiej”. Kacze usta i botoks też są
na porządku dziennym. Zastanawiam się, co złego jest w naturalności? Wiem, ze
Inez czy Zahor to jeszcze kwintesencja młodości, więc poprawiać nie muszą absolutnie nic, ale na litość boską… Dziewczyny,
apeluję, nie idźcie w kierunku tak dużej sztuczności, która jest po prostu brzydka.
I już całkiem na zakończenie
Tego typu targi mają swoje plusy i minusy. Z pewnością fajnie jest spotkać osoby, które nas w większym lub mniejszym stopniu inspirują, popróbować białek i batonów proteinowych. Z każdym rokiem jednak przybywa refleksji, czy u osób fascynujących się żelaznym sportem wszystko zmierza we właściwym kierunku. Organizacyjnie, jak to u nas, trochę to jeszcze mimo wszystko kuleje, dlatego w przyszłym roku w planach jest uderzenie na FIBO, tak po prostu w celu dokonania porównania. Targi bowiem, choć mają swój niewątpliwy urok są dla mnie głównie dodatkiem, a zdecydowanie nad nie przedkładam czas, jaki spędzam na siłowni, wyciskając na moją wątłą, niesilikonową klatę.
Zazdroszczę Ci - nigdy nie miałam okazji w nich uczestniczyć, mimo że bardzo bym chciała!
OdpowiedzUsuńMoże za rok Ci się uda! :)
UsuńŚwietna impreza dla prawdziwych Fit Maniaków. Za rok też będę! :D Polecam każdemu.
OdpowiedzUsuń