poniedziałek, 11 września 2017

FIWE 2017

O targach FIWE słyszał chyba każdy zapaleniec fitnessu, więc jeśli jesteś w tym miejscu i czytasz moją skromną relację, nie muszę Ci ich przedstawiać. Na swoim pierwszym FIWE byłam 3 lata temu, jednakże bardziej służbowo i 90% czasu spędziłam w hali ze sprzętem fitness.
Według planu wejściówkę miałam wygrać w rodzimej siłowni, niestety okazało się, że dość mała ich pula była do rozdzielenia na kilkanaście klubów w całej Polsce, więc mój skromny wynik choć drugi na siłce, z łatwością został pobity gdzieś tam na Mazowszu (rzecz dotyczyła wiszenia na drążku). Dogadałam się zatem z towarzyszem podróży i postanowiliśmy odwiedzić targi w sobotę.

Dojazd

Po godzinie 10 korek w okolicach EXPO był większy, niż mój brzuch na solidnej masie. Żeby znaleźć miejsce do zaparkowania, trzeba było albo cudu, albo jednak wybrania się tam na 9 (ale o tej porze brałam rozbudzający prysznic przed kawą, więc ta opcja zdecydowanie odpadła). Spędziliśmy więc urocze 40 minut w owym potężnym korku, po czym zaparkowawszy gdzieś w równie solidnej kałuży, wybraliśmy się na zwiedzanie FIWE.


Tłum

Ponieważ to nie był mój pierwszy raz, wiedziałam, jak się nastawić. Przede wszystkim musicie wiedzieć, że tego typu wydarzenie u takiej osoby jak ja, wymaga uruchomienia magazynowanej w brązowym tłuszczu cierpliwości - a więc takiej porcji extra, na specjalne okazje, na codzień nie do ruszenia. Uczestnictwo w takiej imprezie wymaga bowiem zmagania się z przedzieraniem przez tłumy, a ja potrafię stracić równowagę psychiczną przechodząc przez centrum handlowe 😉 I tym razem rzesza ludzi odwiedzających budziła moją trwogę, jednakże w takim tłumie czuję się zwykle nieco inaczej, niż w przypadku shoppingu. Mam bowiem świadomość, że obecne tam osoby w większym lub mniejszym stopniu podzielają moje zainteresowania i pasje, więc jest to swoisty katalizator tej awaryjnej strefy Zen.


Stoiska

Jak zwykle dużo, jak zwykle urozmaicone, choć zabrakło kilku wystawców, których do tej pory można było jednak na FIWE spotkać. Najmilej wspominam Swedish Supplements - oprócz degustacji białek itd., koło godziny 16 zaczęto wielkie rozdanie. W tłum poleciała masa supli, shakerów, smyczy, pillboxów, koszulek, a także … coś co złapałam chyba tylko ja, i co mnie mega uszczęśliwiło. Łup można zobaczyć na  zdjęciu poniżej.



Dodam jeszcze jedno spostrzeżenie… Było kilka stoisk, które nie przyciągały prawie żadnej uwagi. Małe, niepozorne, z kilkoma naburmuszonymi osobami za ladą. Porównując to ze stoiskiem wspomnianym powyżej, stoiskiem All Nutrition czy Warszawskiego Koksu, to było jak niebo a ziemia. Były stoiska mało znanych firm, które jednak zawsze miały koło siebie jakiś ludzi, bo obsługa była miła, uśmiechnięta i życzliwa. Oczywiście, gwiazdy robią show, przyciągają tłum, ale jeśli już płacisz kasę za wystawianie się na targach, to sprawdź, kogo czynisz odpowiedzialnym za obsługę stoiska, bo w wypadku naburmuszonych smutasów Twoja marka wiele traci.

Gwiazdy

Czyli znane w świecie fitnessu osobistości, których oczywiście nie zabrakło, czy to przechadzających się w tłumie, czy przy stoiskach. Bardzo cieszę się, że udało mi się cyknąć fotkę z Patrycją Zahorską, jedną z moich ulubionych, polskich fitnessek - sympatyczna, wiecznie uśmiechnięta, lekko szalona ;), śliczna i wysoka (przy większości znanych bikiniar czuję się jednak jak Guliwer - dowód na kilku fotkach poniżej).

Patrycja Zahorska

Inez Gorońska

Gosia Flis

Kaja Soboń

Tomek Oświeciński

Kasia Dziurska


Miło było również zamienić kilka słów ze słodką Stephanie Davis, która chyba dla każdego miała kilka życzliwych, ciepłych słów. O ile jednak w zeszłym roku była na targach dość długo, w tym była dostępna w określonych, dość krótkich godzinach.



Tradycyjnie ogromny tłum otaczał Akopa i Sylwię Szostaków i przyznaję, tu zabrakło mi cierpliwości. Oczywiście kilku osób, na których poznanie i wspólną fotkę liczyłam, zabrakło, ale nie można mieć wszystkiego 😊 Niezmiernie żałuję, że nie udało mi się również zamienić paru słów z nikim z naszej małej fit blogosfery.

Debiuty

Tej sekcji poświęcę najmniej uwagi, ponieważ zwyczajnie na scenę patrzyłam sporadycznie. Niemniej gratuluję drugiego miejsca „naszej” Oliwii Mojsiej 😊

Uwaga końcowa

Cóż, taka trochę gorzka refleksja na temat fit światka, którą obserwuję na Instagramie, a tu miałam tego naoczny przykład. Niestety wzorce, z których czerpią nie tylko młode osoby, zapatrzone w ten lifestyle są coraz bardziej spaczone.
Młodzi chłopcy to „dziki”, ale coraz częściej idą w stronę jak największej masy, największej pompy, zapominając o proporcjach. Nie zrozumcie mnie źle, każdy ma swój gust i swoje podejście do estetyki, ale… Sorry, większość takich sylwetek jest nie do osiągnięcia bez koksu, a skoro 19 - 24 latek ładuje w siebie tonę towaru, to a: nie chcę wiedzieć, jak będzie wyglądał za parę lat, i b: jak będzie wyglądało jego zdrowie. A przecież posiada jeszcze masę wysokiego testosteronu, młode, dobrze reagujące ciało, mógłby wypracować świetną fit sylwetkę…
Podobnie jest w przypadku dziewcząt. Ilość silikonu na metr kwadratowy przeraża. I tu znów mała dygresja, nie mam nic przeciwko poprawianiu urody samemu w sobie, ale mam sporo przeciwko przesadzie w tym kierunku. Można poprawić biust tak, by był duży, ale wciąż proporcjonalny do sylwetki. Ale niestety, zarówno wśród dziewczyn startujących jak i tych biorących z nich przykład, dużo jest wyznawczyń zasady „więcej znaczy lepiej”. Kacze usta i botoks też są na porządku dziennym. Zastanawiam się, co złego jest w naturalności? Wiem, ze Inez czy Zahor to jeszcze kwintesencja młodości, więc poprawiać nie muszą absolutnie nic, ale na litość boską… Dziewczyny, apeluję, nie idźcie w kierunku tak dużej sztuczności, która jest po prostu brzydka.


I już całkiem na zakończenie

Tego typu targi mają swoje plusy i minusy. Z pewnością fajnie jest spotkać osoby, które nas w większym lub mniejszym stopniu inspirują, popróbować białek i batonów proteinowych. Z każdym rokiem jednak przybywa refleksji, czy u osób fascynujących się żelaznym sportem wszystko zmierza we właściwym kierunku. Organizacyjnie, jak to u nas, trochę to jeszcze mimo wszystko kuleje, dlatego w przyszłym roku w planach jest uderzenie na FIBO, tak po prostu w celu dokonania porównania. Targi bowiem, choć mają swój niewątpliwy urok są dla mnie głównie dodatkiem, a zdecydowanie nad nie przedkładam czas, jaki spędzam na siłowni, wyciskając na moją wątłą, niesilikonową klatę. 

3 komentarze:

  1. Zazdroszczę Ci - nigdy nie miałam okazji w nich uczestniczyć, mimo że bardzo bym chciała!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna impreza dla prawdziwych Fit Maniaków. Za rok też będę! :D Polecam każdemu.

    OdpowiedzUsuń