wtorek, 22 października 2013

Big Bang Theory

Hasło "mała zmiana - duży efekt" znają chyba wszyscy. Wujek Google też je zna, co więcej, ma całkiem sporo na temat małych zmian do powiedzenia.


Temat małych zmian poruszam nieprzypadkowo - nie, tym razem nie wpadłam na pomysł zafarbowania włosów na rodzimy blond (byłby to bowiem efekt niewątpliwie spektakularny, acz dość traumatyczny dla otoczenia), nie przerobiłam żadnej z moich sukienek (mama mi zabroniła - mam odgórny zakaz śpiewania w towarzystwie ludzi oraz samodzielnego szycia). Chodzi o wprowadzanie zmian do naszego życia. Takich zmian, które pomogą nam uczynić świat lepszym miejscem, w którym można znaleźć pracę, polegającą na oglądaniu filmików z kotkami na youtubie, pompki na jednej ręce to takie fiku-miku, a księciowie z bajki czekają na każdym rogu. Wciąż jeszcze wierzę, że tak może być ;)

Na zmiany są dwie metody.

Metoda 1 - jest trudniejsza do realizacji, bo trudniej w niej wytrwać. Większość z nas porywa się na nią przy okazji postanowień noworocznych, które spisujemy w ilości hurtowej, przypinamy do lustra/szafy/lodówki, i gdzieś w okolicach lipca ukradkiem wyrzucamy do śmieci, w ten pokrętny sposób uspokajając sumienie. Metoda polega na kompleksowej zmianie wszystkiego, co nam w życiu nie wychodzi. Przechodzimy na diety, zaczynami ćwiczyć, przestajemy jeść przy okazji Teleekspresu, stajemy się wyniośli i niedostępni nawet, jeśli Ryan Gossling/Penelope Cruz jojczy padając nam do stóp z wyrazami uwielbienia, mamy porządek w szafie z ubraniami przez cały rok i zawsze na bieżąco myjemy wszystkie kubki po herbacie.
To jest trudne, bo zazwyczaj zapału wystarcza nam na pierwszych parę dni, hardcorowcy wytrzymują parę tygodni, po czym wracają do swoich przyzwyczajeń. Jak temu zaradzić?



Wypróbować Metodę 2 - polegającą na stopniowym wprowadzaniu zmian w życie. Jeśli całe życie odżywiałeś się chaotycznie i bez planu, to trudno będzie Ci nagle o 100% zmienić nawyki. Zacznij od małych kroków. Na każdy tydzień ustalaj sobie kolejne małe cele. W tym tygodniu przestanę jeść słodycze i zacznę zjadać małe kolacje. W następnym skupię się na śniadaniach i dopracuję kwestię zdrowych przegryzek. Pozwól sobie na ten czas adaptacji, po paru tygodniach nagle zauważysz, że mimiwolnie zamiast po batona, sięgniesz po marchewkę. Jeśli nigdy nie ćwiczyłeś, to zacznij od codziennych spacerów, a treningi robiąc dwa - trzy razy w tygodniu. Rozruszaj się, nie rzucaj od razu na głęboką wodę.
Na każdy tydzień planuj maksymalnie 5 małych zmian w różnych dziedzinach - to i tak dużo. Zapisz je na kartce razem z dniami tygodnia i odhaczaj sobie realizację. Jeśli się nie uda, to zacznij od nowa nie wprowadzaj kolejnych, dopóki nie uda Ci się zrealizować poprzednich.
Co oczywiście nie oznacza, że możesz spocząć na laurach - nawet mimowolne zmiany wymagają pewnego wysiłku :)

Jakie zmiany wprowadzicie w tym tygodniu? :) Ja wybrałam 3:
-po przebudzeniu będę wypijać wodę z cytryną,
-codziennie przeczytam naukowy artykuł w dziedzinie fitnessu/dietetyki,
-ograniczę owoce do maksimum jednej porcji dziennie.

Lets do it! :)

Zajrzyjcie i tu:  Alejandro czyli przypowieść o braku  |  Tabata!  |  Łolkin in Memphis  

1 komentarz:

  1. W ogole to sie z Toba zgadzam. Jak sie 10 lat spalo, to nie mozna sie obudzic i wszystkiego zmienic w tydzien. Jak to mawiala moja Babcia, Rzymu sie nie zbudowalo w jeden dzien.
    W szczegolach: uwazam, ze z fitnesem, tak jak i z kazdym projektem (rodzina, praca, hobby) trzeba miec plan ogolny, taki kierunek, ktory czasem nazywamy celem. A pozniej, trzeba dodac do tego troche dobrej woli, checi, troche oportunizmu i faktycznie, sie nie poddawac. Szczegolnie przy kolejnej porazce. Troche tak jak z pompkami. Nie wyszlo za pierwszym razem? jutro tez sprobuje, moze za jakis czas zrobie 5, 10 , 20...?
    Zatem, tak, makro-planning uwazam za bardzo potrzebny. Ale codzienne wyznaczanie sobie celu? Nie wiem. Na codzien tyle mam frustracji z roznych powodow, ze dorzucac sobie jedna wiecej, z powodu niewykonanego treningu/nieprzeczytanej ksiazki/ nienapisanego listu...
    Lubie za to dzienniczki (blogi/kalendarze itd...) wyciagasz taki jeden sprzed kilku miesiecy, uswiadamiasz sobie gdzie wtedy belas, i gdzie jestes teraz . To jest fajne uczucie...

    No a poza tym, bardzo fajnie mi sie Ciebie czyta.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń