wtorek, 17 czerwca 2014

Misz masz czyli post o wszystkim

Ekhm.
Post o wszystkim nie będzie o niczym, będzie o wszystkim ;)

Dieta
Ostatnio po raz kolejny spojrzałam na swoją dietę i stwierdziłam, że może warto nieco pozmieniać. Zaintrygowała mnie cykliczna dieta ketogeniczna, więc postanowiłam ją wypróbować. Polega to na tym, że jedyne węgle, jakie się spożywa  (poza oknem ładowania węglami), pochodzą z warzyw, zaś reszta energii powinna pochodzić z okreslonej ilości tłuszczy (ok. 6 gramów na kilogram masy ciała na dzień) i białek (około 25 gramów na posiłek). Przyznam, że mimo korzystania z My Fitnesspal z celowaniem w makra wychodzi różnie, ale względnie ok. Więcej na ten temat pisze w internetach, natomiast jeśli będziecie chcieli, mogę ją dokładnie opisać z własnymi spostrzeżeniami i wnioskami, gdy już ją zakończę (czyli za około 2 tygodnie - założenie było 3 tygodniowe).
Póki co pierwsze wnioski sa takie, że:
- wbrew obawom węgli mi za bardzo nie brakuje (hmm.. w poście o postanowieniach było, że będę ich jeść więcej :D Jestem prawdziwą kobietą, zdanie zmieniam co 5 minut ;) ). Całkiem łatwo jest dotrwać do okna ładowania węglami, ale może to wynikać z faktu, że nie chodzę głodna (nie zwiększałam  deficytu kalorycznego - chciałam sprawdzić, jak rotacja makroskładników wpłynie na moją sylwetkę), energię organizm czerpie jak by nie było z tłuszczu... Aczkolwiek rzucenie się na truskawki po treningu w piątek było bardzo przyjemne ;).
-humor nieco szwankował - nie wiem, czy to wina tego, co w środku czy może faktycznie węgle...?
- póki co mocno widocznych zmian wizualnych brak. Ocenię je po eksperymencie.

* Recenzji nie będzie, jestem cienki bolek :( Pan od truskawek spod bloku (pozdrawiam, pięknyś panie! :P) zrobił oczy kotka ze Shreka, sprzedał mi koszyczek truskawek z ponad 60% zniżką i... onononommm... następnym razem coś takiego będę testować na jesień. Jak już sezonowe pyszności pójdą precz, bo cukier cukrem, owoce w sezonie mają swój urok i SMAK... 


Zdjęcie: urodaizdrowie.pl
Zły humor
Czwartek zeszłego tygodnia zebrał swoje czarnohumorzaste  żniwo u kilku Fit osób - może to wirus? ;)
Tak czy inaczej, postanowiłam się pocieszyć na dwa sposoby. Obydwa polecam.
Sposób pierwszy: trening. Wiadomo, endorfinki, bla bla bla, trening jest naprawdę najtańszą i najskuteczniejszą formą terapii. Niekoniecznie likwiduje wszystkie  źródła problemów i zmartwień (chyba, że te pod tytułem "jestem grubasem" - na to działa :D ), ale pomaga nabrać dystansu i poukładać sobie wszystko w środku.
Sposób drugi: Kup sobie coś ładnego. W moim przypadku..ekhm... no cóż, sami zobaczcie :D

A propos zakupów, chciałam się też pochwalić brand nwe ulubionym kubeczkiem :) Przecena w Empiku, 15 zł dla pełni szczęścia (bo jestem Keep Calmowym nałogowcem).





Trening - pilates
O tym też szykuje się post - moja nowo odkryta miłość jest doskonałym uzupełnieniem treningów aerobowych i siłowych. Póki co, pilatesuję sobie z Blogilatesem (Cassey jest niesamowita! :D ), ale wiedzę wtłaczam do łba i z innych źródeł. Świetna książka (dostałam w prezencie od Hani - tej samej, która prowadzi świetne treningi na Orliku i podarowała mi mojego pięknego kettla <3... hmmm... muszę i ja jej wreszcie coś pięknego podarować! Haniu, szykuj się! :D )


No i last, but not least... 
Uważam, że ćwiczyć i jeść zdrowo należy przez cały rok, nie tylko w okresie przedplażowym. Niemniej, jak ktoś nie ma woli z żelaza, jakieś fałdki się pojawiają. U mnie bynajmniej tak jest, mimo całej mojej miłości do fit-życia, czasem miłość do grzeszków bywa silniejsza ;) No i niestety, pracę mam siedzącą, nie sprzyja to byciu aktywną przez cały dzień.
Dlatego z radością przyjęłam propozycję wypróbowania oferty firmy Slim Express - opis zabiegów i efektów w osobnym poście, póki co czuję się podekscytowana, bo  jeszcze nigdy czegoś takiego nie próbowałam... :) Również z tej okazji, gdy już będę po zabiegach - odbędzie się KONKURS, w którym do wygrania będą vouchery na zabiegi :) Do rozdania mam ich aż 5 - tak więc wypatrujcie! :)






I tak całkiem na koniec - prywata. Człowiek niby dojrzewa, dorośleje, rośnie wzdłuż i wszerz... a tak naprawdę wciąż pozostaje dzieckiem ;)





Zdjęcie dedykuję mojej kochanej mamie, która na widok mnie z krasnalem w centrum ogrodowym aż zakwiczała z uciechy - wciąż jeszcze jestem tym jej kochanym Izydorem, który kradł jej szpilki i śpiewał namiętnie "Rolnik sam w dolinie..." ;)

Zobacz również:  Na pohybel brakowi czasu... HIIT!  |  Złota piątka  |  Na dobry początek...



3 komentarze:

  1. Ja już zrezygnowałam z jakichkolwiek diet. Stawiam na zdrowe, racjonalne żywienie bez objadania się. Nie zdziwię się jednak jak za 5 min zmienię zdanie;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe krasnalowy finisz mnie rozłożył na łopateczki... :P Ale to prawda, każdy z nas zostaje w głębi troszkę dzieckiem - i dobrze :) Fajnie, że konkurs (oł jeee), piękny kubeczek a sposób kupna czegoś fajowego na poprawienie humoru też lubię :) Ja przy ostatnim ataku smuteczków nabyłam drogą kupna niebieściutkie tenisóweczki :D Aj low dem!!! I los totolotka na chybił-trafił... Do dziś nie sprawdziłam, czy bardziej chybił, bo wciąż łudzę się, że jednak bardziej trafił i że już mam te miliony... hihi :) :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć:)
    Może potrzebujecie oleje bądź produkty BIO?
    Tak się składa, że mam do rozdania kupony rabatowe z Zielonego Nurtu o treści MA12805P Z tym kuponem otrzymasz 10 zł w sklepie internetowym www.zielonynurt.pl
    Sama próbowałam ich produkty i polecam!
    Pozdrawiam Marta:)

    OdpowiedzUsuń